Pozostawione w autobusie 44 350 złotych trafiło z powrotem do właściciela, o sprawie pisaliśmy w dniu wydarzenia.

Rafał Kubański, kierowca autobusu o numerze X jeżdżącego po powiecie chrzanowskim, miał w rękach ciężkie pieniądze. Nie zastanawiał się, co z nimi zrobić. Od razu zawiózł na je policję - pisze Małgorzata Gleń.

Suma 45 tys. zł rozpala wyobraźnię. Byłoby na samochód, remont domu czy rok słodkiego nieróbstwa. Takie zwykłe marzenia ma Rafał Kubański z Trzebini. Miał w rękach tę sumę w gotówce. Nikt by o tym nie wiedział, gdyby pieniądze zatrzymał.

A jednak nawet o tym nie pomyślał. - Od razu wiedziałem, co mam z nimi zrobić - mówi mężczyzna. Zatrzymał prowadzony przez siebie autobus przy komendzie policji w Libiążu i zaniósł pieniądze.
Rafał Kubański jest kierowcą autobusu komunikacji międzygminnej X, jeżdżącego na trasie między Młoszową a Libiążem w powiecie chrzanowskim.

W ostatni poniedziałek miał ranną zmianę. Jechał do Libiąża. W autobusie było tylko kilku pasażerów, dojeżdżał do pętli pod cmentarzem, gdy podeszła do niego pani w wieku około 60 lat i podała różową półprzeźroczystą jednorazową reklamówkę, zawiązaną sznurówką.
- Weź pan to i komuś daj - powiedziała i odeszła.

Kubański był zbyt zaskoczony, by zapamiętać szczegóły. - Jeszcze tylko się odwróciła i dodała, żebym nie zapomniał komuś tego dać , i wysiadła - opowiada. Jadąc z powrotem przez Libiąż, autobus przejeżdżał obok komisariatu. Kierowca zatrzymał się, wysiadł z autobusu i wszedł do komisariatu. Na recepcji położył reklamówkę.

- Ten pan wszedł do komisariatu około godziny 11. Jak podał, kilka minut wcześniej w prowadzonym przez niego autobusie komunikacji miejskiej linii X podeszła do niego nieznana mu kobieta, która powiedziała, że w autobusie znalazła reklamówkę i prosi o jej właściwe przekazanie - mówi Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji.

W reklamówce była góra pieniędzy. Po komisyjnym przeliczeniu okazało się, że to dokładnie 44 350 zł. - Były dwusetki, setki i pięćdziesiątki. Naprawdę spora kupka - mówi Kubański. Aż dwie godziny policjanci spisywali zeznania Kubańskiego. - Zadzwoniłem tylko do dyspozytora i powiedziałem, że potrzebny jest zastępczy autobus, bo szybko nie pojadę dalej - mówi kierowca.

Koledzy w firmie byli w szoku. - Tyle pieniędzy! Niejeden by się skusił - przyznaje Krzysztof Miśkowiec, zastępca dyrektora "Transportowca". - Rafał jednak taki nie jest. To wyjątkowo skromny człowiek. Gdy głośno stało się o tym, co zrobił, zarzekał się, że chce pozostać anonimowy. Dla naszej firmy taki kierowca to wielka chwała - dodaje dyrektor.

Żona Rafała Anita także jest dumna z męża. - Raz w sklepie kasjerka, wydając pieniądze, pomyliła się i dała o 80 złotych za dużo. Rafał, jak tylko się zorientował, to zawrócił, by oddać. To cały on! - śmieje się kobieta. Nie do śmiechu było jej, gdy mąż był na komisariacie. Akurat zadzwoniła do męża, żeby go o coś zapytać.

- A on odbiera i mówi, że nie może rozmawiać. Za chwilę dzwonię jeszcze raz i słyszę to samo i że jest na policji - opowiada. Bardzo się zdenerwowała. - Różnie przecież może być. Wypadek, stłuczka czy inne nieszczęście - wyjaśnia Anita.

Za trzecim razem, gdy zadzwoniła, w tle usłyszała śmiechy policjantów. Dopiero wtedy zorientowała się, że nic strasznego się nie stało. - Ktoś namawiał męża: "No, powiedz jej". Dopiero wtedy Rafał przyznał się, że w autobusie znalazł pieniądze - mówi kobieta.

Policjanci z komisariatu w Libiążu od razu zaczęli szukać właściciela fortuny. Na trop naprowadził ich stary odcinek emerytury znaleziony wśród pieniędzy. Po sprawdzeniu okazało się, że to faktycznie pieniądze człowieka, którego nazwisko widniało na kwitku. Okazał się nim 80-letni mieszkaniec Sosnowca Franciszek M. Starszy pan od kilku lat mieszka w Libiążu u córki. Jest chory, ma demencję starczą.

Jego córka i wnuczka zostały wezwane na przesłuchanie. Opisały reklamówkę, w której starszy pan przechowywał swoje oszczędności, ilość pieniędzy, ich nominały, sposób zabezpieczenia. Policjanci
przekazali w obecności córki i wnuczki pieniądze 80-latkowi i usłyszeli wyjaśnienia, jak to się stało, że miał je przy sobie. - Jak podał mężczyzna, jest to dorobek jego życia, który stara się mieć zawsze przy sobie - informuje Robert Matyasik.

Rafał Kubański podczas kursu, zanim w jego ręce trafiła góra pieniędzy, nie zauważył nic szczególnego. - Tylko jakiś staruszek pytał mnie, czy tym autobusem dojedzie do centrum Libiąża. Chciał wysiąść pod Urzędem Miasta - mówi kierowca.

Z opisu wynika, że był to właśnie pan Franciszek. - Na cudzej krzywdzie nie można się bogacić - stwierdza zdecydowanie Rafał Kubański. Córka pana Franciszka we wtorek osobiście podziękowała kierowcy. Pasażerka autobusu, która znalazła pieniądze, nadal jest nieznana. Może liczyć na 10 procent znaleźnego. Rafał Kubański odmówił przyjęcia swojej części.

Anita Kubańska, żona Rafała, jest dumna z męża (fot. © Małgorzata Gleń)

 


tekst: Małgorzata Gleń