Dwa tygodnie temu na ekrany polskich kin wszedł najnowszy Batman. „Mroczny Rycerz Powstaje” to ostatnia część trylogii Christophera Nolana. Na kolejną, zrealizowaną z epickim rozmachem, część przygód człowieka–nietoperza widzowie czekali cztery lata.
Tym razem wracamy do Gotham po siedmiu latach od śmierci Harvey’a Denta. Miasto ma się całkiem nieźle, a Batman wręcz przeciwnie. Po śmierci ukochanej, Bruce Wayne zaszywa się w swej rezydencji, unikając kontaktu z ludźmi. Rodzinny biznes, czyli Wayne Enterpreises ma się jednak coraz gorzej. Zapalnikiem wielkiej bomby jest porwanie komisarza Gordona (Gary Oldman). Policjantowi udaje się uciec, ale leżąc w szpitalu poleca młodemu koledze po fachu, (Joseph Gordon-Levitt), odnalezienie Batmana. Znów będzie potrzebny. Wróg jest już bowiem u bram.
Wrogiem numer jeden jest Bane (rewelacyjny Tom Hardy). Można powiedzieć, że to najpotężniejszy z dotychczasowych antagonistów obrońcy Gotham. Jest przerażająco silny, okrutny i bardzo inteligentny. W przeciwieństwie do Jokera, jest zorganizowany i ma plan. Ma też w sercu zadrę, dzięki której jego zajadłość w ukaraniu człowieka-nietoperza jest wyjątkowo silna. Bane pragnie nowego ładu i nie ma znaczenia wcale, że droga do niego prowadzi przez zagładę. Per aspera ad astra – jak mówi łacińska sentencja.
Pierwiastek kobiecy, w przeciwieństwie do poprzednich części, zyskał inny wymiar. Legendarna Catwoman (Anne Hathaway) nie jest typową kocicą w lateksie. Selina Kyle przypomina bardziej żeńską wersję Tony’ego Starka. Kieruje się w pierwszej kolejnością własnymi priorytetami i zdaje się nie opowiadać po żadnej ze stron. Przygnieciona nieodpartym urokiem Bruce’a Wayne’a (Christian Bale) ulega w końcu jasnej (choć reprezentowanej przez Batmana) stronie mocy. Wreszcie kolejna piękna kochanka milionera bankruta, Miranda Tate vel Talia al Ghul (Marion Cotillard), która okazuje się być kluczową postacią w filmie, także nie przypomina Rachel Dawes, największej miłości Batmana.
„Mroczny Rycerz Powstaje” to klamra spinająca trylogię. Pojawiają się postaci ze wszystkich poprzednich części. Przyjemnie ogląda się pełne rozmachu sceny walki czy fenomenalne zdjęcia miasta nocą, jednak nieznajomość pozostałych części pozostawia w widzu pewien niedosyt, może nawet niezrozumienie kontekstu. - Wiesz, dlaczego upadamy, Bruce? Żebyśmy nauczyli się podnosić – mówi Alfred (Michael Caine) w „Batman. Początek” i dokładnie o podnoszeniu się z upadku jest ostatnia część trylogii. Strącony na dno człowieczeństwa Bruce Wayne, Batman bez maski ze złamanym kręgosłupem, po raz kolejny walczy ze swoją słabością. I to jest walka nie tylko o Gotham City, ale także o siebie.
Christopher Nolan pokazuje, że doskonale zna swojego widza. Pozwala mu oglądać całe życie milionera-bohatera, jego przemianę, jego słabości. Można rzec - od kołyski, aż po grób. Reżyser „Incepcji” stworzył bohatera, któremu łatwiej ratować świat niż siebie. Nolanowski Batman jest mroczny, jak żaden inny. Nie jest krystalicznie czystą postacią. Nie brakuje mu pychy, ale każdą swą wadę potrafi zrównoważyć hartem ducha, przekuć porażkę w zwycięstwo. „Mroczny Rycerz Powstaje” to film o tym, co lubimy najbardziej. To nie jest film o walce dobra ze złem. To film o pokonywaniu siebie.
"Mroczny Rycerz Powstaje" można oglądać w chrzanowskim kinie "Sztuka" przez najbliższe dwa tygodnie. Szczegółowe informacje na temat seansów można znaleźć tutaj.