ZKKM. Pasażerowie stają w obronie gapowiczów. Czy sprawa skończy się w sądzie?
- Całe rodziny jeżdżą za darmo i to za przyzwoleniem społecznym mówi Marek Dyszy, szef ZKKM. To komentarz do bardzo kiepskiej ściągalności mandatów, z jaką od jakiegoś czasu boryka się związek. Dyszy przyznaje, że nie może zrozumieć dlaczego tak się dzieje, że pasażerowie którzy płacą za bilety stają w obronie tych, którzy się migają od ich kupna i zapowiada, że z gapowiczami rozliczy się w sądzie.
Cała dyskusja, dotycząca nieskutecznej walki związku z pasażerami, jeżdżącymi na gapę, spowodowana jest koniecznością zwiększenia dopłat ze strony gmin. Przewodniczący ZKKM nie kryje rozczarowania takim obrotem sprawy i ubolewa nad brakiem innego rozwiązania. Ściągalność mandatów jest bardzo niska mówi Dyszy i na dowód tego przytacza dane z marca tego roku, kiedy to wystawiono 514 mandatów, z czego 408 do dziś nie zostało zapłaconych. Obliczyłem, że będziemy musieli wnieść 334 sprawy do sądu, a wynika to z tego, że na jedną osobę przypada nie raz nawet pięć niezapłaconych mandatów tłumaczy. Postępowanie sądowe kosztować ma blisko 10 tysięcy złotych. Choć, jak przyznaje Dyszy, nie ma gwarancji, że pozwoli to odzyskać stracone pieniądze.
Zdaniem niektórych radnych z Libiąża odpowiedzialność za kiepską ściągalność mandatów ponosi związek, który godzi się na warunki, dyktowane przez firmy kontrolerskie. ZKKM płaci bowiem kontrolerom prawie 100 procent wpływów z mandatów. To niegospodarność grzmią niektórzy i podpowiadają szefowi związku inne rozwiązania. Czy nie lepiej byłoby postawić przy drzwiach autobusu pracownika, który wpuszczałby tylko z biletami sugeruje Dariusz Derendarz, libiąski radny.
Takiego rozwiązania nie popiera przewodniczący, który tłumaczy, że przez ostatnie 10 lat kontrolę w autobusach sprawowała jedna firma. W 2011 roku firma ta złożyła ofertę 150 procentowego udziału we wpływach z mandatów. W planie finansowym nie zakładaliśmy dopłacania do kontroli biletów, więc unieważniliśmy przetarg i ogłosiliśmy nowy opowiada Dyszy. Zgłosiła się firma, która zaproponowała stawkę 98,5 procenta. Jednak i ona nie chce dalej pracować dla chrzanowskiego związku. Swoją decyzję kontrolerzy tłumaczą faktem, że w porównaniu do sąsiedniego Jaworzna w powiecie chrzanowskim nie opłaca się prowadzić działalności gospodarczej.
związek nie ma podpisanej umowy z żadną firmą, która miałaby kontrolować pasażerów od stycznia 2013
. Marek Dyszy przyznaje, że sytuacja jest trudna, ale na pewno nie stanie się tak, że kontroli w autobusach nie będzie. Jeśli trzeba będzie to zatrudnimy kontrolerów, ale spowoduje to dodatkowy wzrost kosztów utrzymania przyznaje szef związku. Do zakończenia roku pozostało jednak jeszcze kilka tygodni. Przewodniczący zapowiada, że jeszcze w przyszłym tygodniu organizowany będzie kolejny przetarg na usługi kontrolerskie. Czy tym razem będą chętni?
Autor: Strona główna