Oktany we krwi
- Podejrzewam, że moja historia nie różni się od wielu innych – mówi Piotrek. - Kolega miał motorower „Komar”, który należał do jego dziadka. Byliśmy dziećmi, a Komar - w porównaniu z rowerem – wydawał się prawdziwą bestią. Jeździliśmy nim po polnych drogach cały dzień, prędkość była zawrotna, choć na początku nie potrafiłem nawet zmieniać biegów – wspomina Piotrek. Ten moment sprawił, że chłopak rozpoczął przygodę z motocyklami. Prędkość, wolność i ryk silnika skradły serce małego chłopca. Szybko zapragnął własnego pojazdu. Rodzicom ten pomysł nie przypadł do gustu, ale chłopak był zdeterminowany. - Udało się uzbierać bajońskie 150 zł na Rometa Ogara 205. To była prawdziwa frajda. Tankowało się maszynę za 10 zł i można było pokonać stukilometrową trasę. Jeździliśmy tak codziennie, wymykając się rodzicom i poszukując nowych miejsc – wspomina Piotr.
Motor z pudełka i sen o Japonii
Po motorowerze nadszedł czas na „poważniejsze” maszyny. Zaczęło się od motocykli z byłego bloku wschodniego. Jawę, CZ-kę czy WS-kę łączyło przede wszystkim to, że by cieszyć się bezawaryjną jazdą, o pojazd należało solidnie dbać. - Nauczyłem się sam serwisować swoje motocykle – mówi chłopak. - Pamiętam, że raz udało mi się rozebrać silnik mojej WSK na czynniki pierwsze i tego samego dnia złożyć go z powrotem w całość. Późniejszą Jawę 350 kupiłem w kartonowych pudełkach od kolegi i złożyłem w niecały tydzień – wspomina. Później do Polski zawitały japońskie motocykle. Niewiele osób mogło sobie na nie pozwolić, więc ci, którzy mieli, szybko stali się idolami dla młodych chłopaków. Piotrek także zapragnął rasowej japońskiej maszyny. Za pierwsze zarobione pieniądze kupił Hondę Hornet 600, którą jeździł przez pięć lat.
Cafe Racer
- Jako dziecko nie smakowało mi piwo, ani kawa. Jako nastolatek nie lubiłem progresywnego rocka czy wytrawnego wina, a dziś bez tych rzeczy świata sobie nie wyobrażam. Podobnie jest z motocyklami, na początku jest wielka fascynacja osiągami, prędkością, mocą, później, po kilku podbramkowych sytuacjach, zaczynasz sobie zdawać sprawę, jak niewiele potrafisz i ile przez to ryzykujesz – tłumaczy Piotr. Wraz ze zmianą podejścia do jazdy zmienił się też gust. - Zacząłem zagłębiać się w historię motocykli. Każdy motocykl customowy ma swoją historię i charakterystykę. Amerykanie budowali choppery z wydłużonym przednim widelcem, bo idealnie nadawały się do jazdy po długich prostych drogach. Brytyjczycy uwielbiali się ścigać, dlatego tworzyli Cafe Racery, motocykle, przerabiane pod kątem maksymalnej poprawy osiągów – opowiada chłopak, który wzorem wyspiarzy postanowił zbudować własnego Cafe Racera.
Uszyty na miarę
Motocykle customowe, czy stylizowane, mają unikalny charakter. Mają być odbiciem wyobraźni właściciela. - Coraz więcej ludzi, w tym ja, znudzonych globalnym rynkiem, pragnie motocykla uszytego na miarę, motocykla z duszą – przekonuje Piotr. Wszystko wydawało się proste. Wystarczyło mieć dobry plan i go skrupulatnie realizować. Kupić stary motocykl w opłakanym stanie, wyremontować silnik, pomalować, założyć kilka stylowych dodatków i gotowe. - Spodziewałem się, że od zakupu motocykla będę potrzebował maksymalnie pół roku na jego dokończenie. Przeliczyłem się o jakieś 365 dni – przyznaje chłopak. Największą barierą okazał się brak części na polskim rynku, a sprowadzenie ich ze Stanów Zjednoczonych, Japonii czy Holandii znacznie wydłużyło czas pracy. - Cały motocykl musi najpierw powstać w głowie, zanim zabierzemy się za zakupy i składanie. Popełniłem wiele błędów nowicjusza, które musiałem później naprawiać, ale żadna praca do tej pory nie dała mi takiej satysfakcji. Dzięki temu niecodziennemu wyzwaniu znalazłem coś, co lubię robić w życiu. I będę to robił - mówi Piotrek.
Rycerz i koń
Jak dla każdego pasjonata i dla Piotra, motocykl jest na piedestale. Jest lepszy niż samochód. Dlaczego? - Jadąc motocyklem nie jesteśmy oddzieleni od świata karoserią, czujemy każdy podmuch wiatru, prędkość. Dodatkowo, jeżeli zbudujemy własny motor, znamy każdą śrubkę, jego słabe i mocne strony, jesteśmy z nim związani mistyczną więzią, jak rycerz i koń – tłumaczy. Ta więź musi jednak zostać przerwana. Piotr zamierza bowiem na poważnie zająć się budową i stylizacją motocykli. Aby ten plan mógł się ziścić, konieczne są kolejne kroki. Pierwszym z nich jest sprzedaż tego i kupno nowego modelu do przeróbki. Motocykla pozbędzie się nie bez żalu, ale z wiarą, że to pierwszy duży krok naprzód.
Zdj. Prywatne archiwum Piotra Hagno
Więcej zdjęć i szczegółową dokumentację prac nad motocyklem można znaleźć na stronie Cafe Racer Projekt