Bernardyni z Alwerni drżą o klasztor. Na ścianach odbudowywanej części mieszkalnej pojawił się grzyb. Opanował wszystkie zalane podczas gaszenia pożaru ściany.
- Boimy się, bo nie wiemy, co to za grzyb - przyznaje gwardian klasztoru Bartłomiej Mazurkiewicz.
Grzyb pojawił się niespodziewanie. Najpierw w kilku miejscach, potem zaczął się rozrastać. Teraz już nie ma niezaatakowanej ściany. - Musimy wykonać ekspertyzę, by wiedzieć z czym i jak powinniśmy walczyć - mówi gwardian. Zakonnik zastanawia się, czym spowodowana jest ta sytuacja. - Czy był on w ścianach i wyszedł przez zalanie ich wodą, czy to obcy i nieproszony gość - podkreśla.
Grzyb może skomplikować i podnieść koszty odbudowy klasztoru, wycenione do tej pory na 20 milionów złotych. Sam remont wnętrza kościoła to 1,6 mln złotych.
Gdyby okazał się groźny dla zabytkowych ścian i dla zdrowia zakonników, ściany trzeba by skuć lub nawet rozebrać. Część mieszkalna klasztoru w większości ma drewniano-trzcinowe stropy i ściany.
Na razie zakonnicy mają 2 mln zł i obiecane dalsze 3 mln dotacji z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pół miliona złotych zakonnicy dostali dzięki zbiórkom wśród wiernych.
Pożar wybuchł w klasztorze w nocy z 6 na 7 marca. Palić zaczęło się w kotłowni. Spłonął dach nad całym klasztorem i stropy nad częścią mieszkalną. Zniszczeniu od gorąca, dymu i wody uległo wnętrze kościoła, które dwa lata temu przeszło generalny remont. Odbudowa trwa. - Nadal jednak są miejsca, że gdy stoi się w środku, widać niebo - podkreśla Bartłomiej Mazurkiewicz.
Jest szansa, że w tym roku w kościele odprawiane będą nabożeństwa. Najpierw trzeba całkowicie osuszyć ściany kościoła, sprawdzić, czy konstrukcja jest bezpieczna i poczekać na opinię inspektoratu budowlanego. Zakonnicy do swoich cel szybko nie wrócą.
Grzyb zaatakował ściany w części mieszkalnej klasztoru. To może podnieść koszty odbudowy (© fot. Paulina Łysak)