Zawsze dziwiłam się, gdy ktoś mi mówił, że on to nawet na 10 piętro na nogach poleci, ale do windy nie wsiądzie. Bo, że klaustrofobia, bo, że zaciąć się może. No cóż. Jego wybór. Dziś zdanie swe zmieniłam diametralnie. Udałam się do siedziby powiatowego starostwa. Wleciałam na drugie piętro cała zgrzana, zdyszana, bo upał, bo wody nie wzięłam, bo się spieszyłam itd. Całkiem przyjemnie siedziało się później przy otwartych oknach w nieklimatyzowanej sali. Słońce super dawało po oczach. Ale luz, usiadłam, odpoczęłam. Gorzej było jak chciałam wyjść. Otóż los lub jak kto woli złośliwość rzeczy martwych, postanowili, że jestem w starostwie zbyt krótko i spędzę tam jeszcze trochę czasu. Wychodząc z sali dokonałam złego wyboru. A wybór był pomiędzy schodami i windą. Wygrało lenistwo. Wsiadłam do windy z dziwnymi przeczuciami, że źle robię. Teraz już wiem, że intuicji trzeba zaufać. Zjechałam na półpiętro gdy drzwi windy otworzyły się, a moim oczom ukazał się beton. Aż żałuję, że nie pomyślałam, by zrobić zdjęcie tego przerażającego widoku. No ale jak to się mówi, Polak mądry po szkodzie, wracać tam nie zamierzam. No ale wracając do windy, pierwsze co pomyślałam, to "jasna cholera! Tego mi jeszcze brakowało!". W nadziei na JAKĄKOLWIEK pomoc zadzwoniłam alarmem. Po upływie 5 minut ciągłego trzymania palca na przycisku alarmującym, przez megafon usłyszałam znudzony głos kobiecy:
Ona: Haaaaalooo
Ja: Chciałam zgłosić, że zacięłam się w windzie między pierwszym a drugim piętrem
Ona: Aaaaa, i jest pani tam w środku?
Ja: Nie, stoję na zewnątrz. Chyba, jak dzwonię z windy i mówię, że stoję między piętrami, znaczy, że w środku jestem?
Ona: Nooo, dobrzeee. Zaaarazzz kogoś do pani wyślę.
Ja: Dziękuję, proszę się pospieszyć, bo właśnie odkryłam w sobie klaustrofobię
Głos w słuchawce zamilkł, więc pełna nadziei na rychły ratunek czekałam. I czekałam. I nadal czekałam. Po pewnym czasie zauważyłam, że z każdym moim małym kroczkiem (na duże nie było tam miejsca) winda osuwa się w dół. Wymyśliłam, że jak zacznę skakać, to winda albo całkiem spadnie i się rozwali (ale co mi tam i tak klaustrofobia bierze górę i zaczyna mnie dusić z nerwów) albo osunie się chociaż do 1 piętra. A skoro drzwi cały czas się otwierają i zamykają, to wtedy też może się otworzą. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Po 25 minutach więzienia udało mi się wydostać na wolność. Teraz tylko stanąć na nogi, zapanować nad ciałem, aby przestało się trząść i w dalszą drogę. A pomocy - jak nie było, tak nie ma. Tak więc nie liczcie na to, że jak w siedzibie starostwa powiatowego w Chrzanowie coś wam się stanie, to ktoś to zauważy. W końcu jesteście tylko petentami.