Specjalne komisje Wyższego Urzędu Górniczego badają, co było bezpośrednią przyczyną wypadku, do którego doszło w nocy z piątku na sobotę w kopalni "Janina" w Libiążu. Rannych zostało 17 górników. Z szyn wypadła kolejka wioząca pracowników na poziom 500 metrów. Jak wynika ze wstępnych ustaleń, nawalił silnik hamulca. Wstępne informacje po wypadku opublikowaliśmy w poprzednim artykule.
- Dobrze, że to się tak skończyło, bo mogło być zdecydowanie gorzej - przyznaje Andrzej Zawadzki, inspektor ds. BHP kopalni "Janina". Ranni górnicy po wypadku wyszli na powierzchnię o własnych siłach.
Do szpitali trafiło trzech spośród nich. Dwóch do szpitala w Chrzanowie, a jeden do Oświęcimia. Wczoraj w południe jeden z górników wrócił do domu. Dwaj, którzy zostali w szpitalu, są mocno potłuczeni i obolali, ale nie grozi im żadne niebezpieczeństwo.
- Wyglądają, jakby stoczyli ciężką walkę na ringu, ale szybko z tego wyjdą. Teraz potrzeba im spokoju - mówi Andrzej Zawadzki.
Górnicy dopiero zaczynali pracę. Przyszli do kopalni na czwartą zmianę, na godzinę 0.30 w sobotę. Zjeżdżali na stanowiska pracy podwieszaną kolejką z poziomu - 350 na poziom - 500. Pochył w tym miejscu ma aż 12 stopni. Zepsuta kolejka zaczęła się błyskawicznie rozpędzać. W końcu się urwała.Na terenie zakładu są już komisje z Wyższego i Okręgowego Urzędu Górniczego, Państwowej Inspekcji Pracy, prokuratury i producenta ciągnika spalinowego typu Ferrit, który nawalił. Badają przyczyny wypadku.
- W tej chwili rozkręcany jest popsuty silnik, by sprawdzić, co się zepsuło. Sprawdzane jest także to, dlaczego kolejka się urwała - mówi Zawadzki. - Na razie nie można stwierdzić, czy zawinił tu człowiek czy technika.
Odtwarzany jest przebieg tego wypadku. - Wiadomo już, że wagony spadły z wysokości około dwóch metrów - mówi Beata Wróbel, rzecznik Zakładu Górniczego "Janina". 17 marca ostrzegaliśmy, że w libiąskiej "Janinie" dzieje się coś złego. Na początku marca Wyższy Urząd Górniczy opublikował ranking zakładów górniczych o największej liczbie wypadków w 2010 roku. Wtedy "Janina" znalazła się na niechlubnym 12 miejscu wśród 30 kopalń.
- Nasz ranking na pewno jest sygnałem, że w kopalni dzieje się coś złego. Ujawnia, że nie przestrzega się wymogów bezpieczeństwa pracy - mówiła wprost Jolanta Talarczyk, rzecznik prasowy prezesa Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.
W tym roku zapowiada się, że chyba będzie gorzej. Tylko od stycznia doszło tu do dwóch wypadków śmiertelnych. Teraz w jednym wypadku rannych zostało aż 17 górników. Tak czarnej serii nie było w Libiążu od lat. W 2010 roku w "Janinie" był jeden ciężki wypadek, a 66 lżejszych, w których ludzie odnieśli obrażenia.
Na przestrzeni ostatnich 20 lat w kopalni doszło do siedmiu wypadków śmiertelnych. Ten rok jest jednak pierwszym, w którym ginie więcej niż jeden górnik. Jak podaje Wyższy Urząd Górniczy, do obydwu tegorocznych śmiertelnych wypadków doszło z powodu błędu ludzkiego. W sobotnim wypadku prawdopodobnie nie zawinili górnicy, ale sprzęt lub brak odpowiedniej jego konserwacji.
Beata Wróbel z "Janiny" przyznaje, że po ostatnich tragicznych wypadkach kopalnia o wiele częściej jest kontrolowana. Sam zakład także zwiększył wewnętrzne kontrole. - Zdajemy sobie sprawę, że życie i zdrowie pracowników w dużej mierze jest w naszych rękach - mówi Barbara Wróbel.
Dwa śmiertelne wypadki w kopalni Janina
W tym roku w kopalni "Janina" pod ziemią zginęło dwóch górników. 1 lutego zginął 49-letni pracownik kopalni. Miał 24-letni staż. Został przygnieciony podczas manewrowania ciągnikiem górniczym. Do drugiego wypadku doszło 25 dni później. Na nocnej zmianie zginął 43-letni górnik. Mężczyzna pracował przy demontowaniu obudowy stropu, gdy doszło do tak zwanego zawału. Został przygnieciony spadającymi kamieniami. Mężczyzna miał 25-letni staż pracy.
fot. Archiwum Polskapresse