Wioletta Siudek: Dom Kultury Fabryki Lokomotyw „FABLOK” Chrzanów– pierwsze próby, pierwsze hity. Pracowaliście nad utworami, żeby pojechać na wakacje, Jarocin „przytrafił” się po drodze.
Jarosław Kisiński: W Domu Kultury nie mieliśmy dobrego sprzętu, nie komponowaliśmy, ćwiczyliśmy akordy, bas i pianino, do tego doszedł tekst. Na tamte czasu było OK. Nie oczekiwaliśmy też wiele. Człowiek cieszył się z tego co miał.
Co do Jarocina, tak widocznie miało być, wysłaliśmy demo Sztywnego Pala a potem właśnie Jarocin. Zajęliśmy tam drugie miejsce - potem potoczyło się już lawinowo.
WS: Wymarzona droga ku sławie, bez managerów, ustawek, sztucznego wow. W tamtych czasach było łatwiej?
JK: Wtedy to managerowie szukali zespołów, Jak im się podobało, to się interesowali grupą. My najpierw zaśpiewaliśmy w Jarocinie a potem ktoś się nami zainteresował. Jak mieliśmy już managera to wszystko potoczyło się błyskawicznie, koncerty, nowe kawałki, po pół roku już mieliśmy przygotowaną płytę. Nasz manager oddał piosenkę „Wieża radości, wieża samotności” Markowi Niedźwieckiemu a ten ją wrzucił na Listę Przebojów Programu Trzeciego.
WS: Jarocin 86. „Nasze reggae” nieoficjalnym hymnem imprezy. Chciałbyś tam wrócić?
JK: Tak mówili o tym kawałku, bo to był taki prosty, nośny refren, Wrócić do Jarocina? Na pewno. Z tym, że na dzień dzisiejszy obecni organizatorzy mają inną wizje, odmienną od naszej. Parę razy dzwoniłem do nich, jednak to już nie to.
Chciałbym tam wrócić, na pewno. Tam byli moi znajomi, moje pierwsze miłości, miałem wtedy 20 lat. Tak to były piękne czasy, tam się wszystko zaczęło.
WS: Gracie od 86 roku z przerwą. Wasze piosenki są nadal na czasie. Słuchają Was z sentymentem tamtejsi 20 latkowie i dzisiejsza młodzież. Zdradź przepis na ponadczasowe kawałki.
JK: Tak mieliśmy przerwę, kolejne osoby przychodziły i odchodziły ale teraz od 6 lat gramy w stałym zespole. Dopasowaliśmy się, jesteśmy zgrani. Możemy się skupić na graniu a nie na wzajemnej nauce siebie. Rozwijamy się. Internet, koncerty w klubach, Już graliśmy kilka razy w Stanach, na Ukrainie, w Belgii, w Wiedniu. Jest możliwość koncertu w Paryżu. Cały czas działamy.
Potrzebujesz przepisu. Nie wiem, po prostu się gra. Wydawało się, że te wszystkie rzeczy o których się pisało w tamtych czasach nie będą aktualne, że to jest ulotne, błahe. Okazuje się, że treść jest uniwersalna – ważna do dziś. Jak zwykle wyszło zupełnie odwrotnie.
WS: Jarek powiedz coś o sobie, bo to zamieszanie ze Sztywnym to Twoja sprawka. W sieci ciężko coś o Tobie znaleźć jako o człowieku. Brak skandali, kompromitujących zdjęć i afer z Twoim i Waszym udziałem, jak to możliwe?
JK: To mnie zupełnie nie interesuje. To jest bezsens. Jakieś lansowanie, to nie jest sedno tego co chcę robić. W życiu człowiekowi przytrafiają się różne sytuację. Trzeba umieć to odgrodzić od kamer. Tworzę, piszę. To jest to co daje mi frajdę. Robienie wokół siebie szumu nie zawsze wychodzi na dobre. Niektóre zachowanie może odbić się wielkim echem. Dużą satysfakcje daje mi opracowywanie nowych kawałków i chciałbym aby ludzie rozpoznawali mnie na scenie jako muzyka a nie skandalistę. No ale patrząc na to co się dzieje to takie czasy są po prostu.
WS: Czyli do robienia dobrej muzy skandale nie są potrzebne?
JK: Zupełnie nie. Chęci są najważniejsze i determinacja.
WS: Jesteś autorem wszystkich tekstów? To duża odpowiedzialność, bo fani piszą: ta piosenka zawsze mnie wspiera w trudnych chwilach i daje mi kopa aby iść dalej ... spełniać marzenia :) masz świadomość mocy jaką posiadasz?
JK: (śmiech), jest mi niezmiernie miło, że moje teksty są tak postrzegane, jednak nie piszę ich z zamiarem niesienia przesłania. Tak po prostu myślę, cieszę się że są ludzie w różnym wieku, którzy to podzielają. Zerknąłem kiedyś na komentarze na Internecie pod naszymi utworami i muszę przyznać, że wiele dobrego tam przeczytałem. To daje siłę i power do dalszej pracy i ciągłego polepszania tego co się robi.
WS: Jakie wymagania ma SPA aby zagrać na koncercie (oprócz tych finansowych)
JK: Żadnych większych, w miarę czysta garderoba, coś do picia, kanapki ewentualnie. Bardziej zwracamy uwagę na techniczne rzeczy. Sprzęt, akustyka. To co się dzieje na scenie jest dla nas ważniejsze. Organizacja jest dla nas najważniejsza.
WS: Dawniej do dyspozycji mieliście zdezelowane instrumenty, kiepskie warunki kwater, obowiązywała prohibicja – czy teraz odbijacie sobie niedogodności tamtych lat? Gwiazdorzycie?
JK: Wszystko na miarę czasu, w którym się gra. Dawniej mieliśmy mniejsze wymagania ale też organizatorzy mogli mniej zaproponować. Dziś staramy się nocować w przyzwoitych warunkach ale bez szczególnych wymagań. Choć czasem mamy zarezerwowany nocleg w naprawdę kiepskich miejscach. Pocieszam się tym, że to zazwyczaj jedna noc. Zmieniła się jakość instrumentów i wszystkich technicznych aspektów. Z tego jestem bardzo zadowolony.
WS: Jakie macie plany na przyszłość? Ostatnia płyta „Fiss Pink” otrzymała bardzo pozytywne recenzje.
JK:Tak, tylko nie było o nas aż tak głośno. Puścili kilka razy jedną z naszych piosenek w TVP 1. Teraz są takie czasy, że bez konkretnej kasy nie jest się w stanie zaistnieć. Agencje PR liczą sobie kolosalne sumy za umieszczenie kawałka na jednej z lepszych pozycji w liście. Na to mogą sobie pozwolić tylko większe zespoły.
Jeśli chodzi o przyszłość, to piszę jakieś rzeczy, cały czas coś powstaje. Gramy…odtwarzamy na komputerze i analizujemy co by zmienić, ulepszyć. Później będzie z czego wybierać
WS: Macie jednak już swoich fanów, którzy są na bieżąco z Waszymi postępami.
JK: Tak, bo są takie zespoły, o których często nie słychać w radiu czy TV a jednak nadal grają i przychodzą na koncerty masy ludzi. Zespół Dżem nadal koncertuje a też nie słychać o nich na listach przebojów. Na koncerty jednak przychodzą wierni fani - to jest najważniejsze.
WS: Kiedy można się spodziewać kolejnej płyty?
Myślę, że po wakacjach zabierzemy się do ostrej pracy. Może w przyszłym roku….mamy już część materiału…mamy pomysł.
WS: Młoda osoba w zespole dała wam Power? Czy to było ultimatum? Będzie reaktywacja ale z kimś młodym, nowym i świeżym?
JK: Nie, po prostu potrzebowaliśmy nowego wokalisty. Nie mieliśmy wyobrażenia o nowej osobie. Nie szukaliśmy nikogo konkretnego Zrobiliśmy kilka castingów, przyszedł również Bartek. Spodobał się nam jako człowiek, odpowiadały nam jego umiejętności. Stwierdziliśmy, że trzeba mu dać szanse.
WS: Przejdźmy do teraźniejszości, Rok 2007 – reaktywacja zespołu i przyjście Bartka.
Bartek, o Twoich kolegach z zespołu za bardzo nie można poczytać na Internecie
Bartek Szymoniak: A o mnie można… ?
WS: O Tobie można przeczytać znacznie więcej, np. że grasz na skrzypcach a wcześniej byłeś koszykarzem.
BS: Tak, jakby się tak zagłębiać w to co robiłem, to można by długo opowiadać. Moja przeszłość jest wielowątkowa. Mam przeszłość sportową i muzyczną, grałem w kapeli ludowej na skrzypcach. Osiem lat byłem koszykarzem. Miałem możliwość wyjazdu na kontrakt koszykarski do USA. Po maturze zdecydowałem jednak, że nie da się dwóch rzeczy robić dobrze. Jeśli się chce w coś pójść to na całego. Trzeba było się na coś zdecydować.
WS: Przeczytałam że jesteś „przeciwnikiem masowej konsumpcji, że odcinasz się od wyścigu szczurów i wszechobecnej mody na to, żeby osiągać coraz więcej za wszelką cenę.”
BS: To stary cytat jest, jeszcze z czasów udziału w Idolu.
WS: A coś się zmieniło? Chyba jesteś w takim razie w odpowiednim zespole. Bo Wy nie staracie się za wszelką cenę zdobyć serc nastolatków tworząc masowy chłam i kicz.
BS: Nic się nie zmieniło. Granie w legendarnym zespole, zespole kultowym jest zobowiązujące. Nie jest łatwo przejąć po kimś pałeczkę. Tu mówię konkretnie o Leszku Nowaku. Jako nowy człowiek w zespole musiałem przyjąć ciężar tego wszystkiego. To było fascynujące, nowe i odkrywcze. Zawsze się z tym zespołem realizuje, zawsze się spełniam. Natomiast jestem tu wokalistą, odtwórcą. To co robi Sztywny Pal Azji, to jak śpiewam powoduje, że muszę się ukierunkować, dostosować.
Zawsze powtarzam: nigdy w życiu nie powtórzę fenomenu, nigdy nie powtórzymy Szpala lat 80. Cieszy nas jednak, że popularność piosenek nie maleje.
WS: Co z Twoją płytą?
BS: Moim marzeniem jest samodzielne tworzenie. Spełnienie wewnętrzne dopełni się wtedy, gdy będę mógł tworzyć własną muzykę Materiał już mam, mam też pełne poparcie Jarka, co jest dla mnie bardzo ważne. Trzeba ją teraz tylko wyłonić na światło dzienne. Jak jest w Polsce wiadomo – dlatego nie jest to takie proste. Jest to całkowicie moja muzyka. Jest to totalna mieszanka muzyczna. Do tego mijający czas nakreślił mi kilka nowych pomysłów, jeszcze bardziej pomieszał style. To jest to, co wymarzyłem sobie przed laty. Zobaczymy jak się to skończy. Znajdziecie tam trochę muzyki cygańskiej, skrzypce, folk, trochę nowych brzmień. Totalna mieszanka.
WS: „Nie chciałbym tylko obudzić się w wieku 40-stu lat ze świadomością, że nie mam rodziny. Byłaby to moja osobista porażka…” tak mówiłeś 5 lat temu…coś się zmieniło?
BS: Nic się nie zmieniło, niestety. Życie muzyka nie należy do najłatwiejszych pod kątem rodzinnym. Trzeba znaleźć osobę stałą w uczuciach, osobę która zrozumie muzyka, jego życie – sposób życia. Nie jesteśmy ludźmi związanymi z jednym miejscem i konkretnym czasem pracy. Po pracy nie przychodzę, nie wychowuje dzieci, nie robię codziennie zakupów, itd. Są osoby, które próbują i są w tym w jakiś sposób naturalne. Ja uprawiam taki zawód a nie inny i liczę się z tym, że nie można mieć wszystkiego. Faktycznie, chciałbym mieć kogoś z kim mógłbym dzielić radości i smutki. No jak każdy człowiek. Jednak nic na siłę. Na pewno to życie i ten styl, powoduje że stajemy się bardziej … hmmm … może wymagający? Nie wiem. Ciężko powiedzieć.
WS: W wywiadach, które czytałam często zaznaczasz, że nie jesteś z miasta Kalisza ale ze wsi Tursk. O mieście rodzinnym wypowiadasz się niezwykle ciepło. Taki chłopak z sąsiedztwa z Ciebie. Często tam wracasz?
BS: Tak, tak. No bo ja jestem taki chłopak z sąsiedztwa. Mieszkam obecnie ze względów praktycznych w Warszawie, natomiast sercem jestem z Turskiem. To jest miejsce, z którego pochodzę. Zawsze jak tam jestem, to ładuje akumulator i będąc tam wszystko staje się proste. Tak naprawdę od jakiegoś czasu mieszkam „w walizkach”. Nigdy nie wiem gdzie kolejnego dnia wyląduje. Jednak miejscem docelowym, gdzie łapie inspiracje, gdzie wszystko jest takie super jest oczywiście Tursk
WS: Bartek a kto rządzi w zespole?
BS: Bezsprzecznie jest to Jarek Kisiński. Tworzy teksty, muzykę, ja czasem coś wniosę, coś od siebie ale szatą całości jest Jarek. Ja to toleruje, zgadzam się z tym. Zespół jest już ukształtowany i nie ma w nim co grzebać. Gdybym zaczął doradzać, nalegać, zmieniać, to zespół poszedł by w zupełnie inną stronę. To już nie byłby Sztywny Pal Azji. Uważam, że nie można czegoś takiego zrobić w tej formie. Zawszę będę powtarzał, że ja się dostosowałem do wizji zespołu. Nie oznacza to jednak, że gram wbrew woli. Zmiana oznaczałaby koniec.
WS: Rozumiesz tę muzykę? Prace magisterską pisałeś o szeroko pojętej alternatywie muzycznej w Polsce w latach 80. i jej wpływie na stosunki społeczno – polityczne.
BS: Gdybym jej nie rozumiał, to bym nie grał w tym zespole. Nie potrafiłbym oddać przekazu. To jest o tyle ważne, że odbiorca widzi nastawienie wokalisty. Zrozumienie tekstu przekłada się na jakość wykonania utworu. Jestem mocno związany z podobnym brzmieniem. Wcześniej inspirowałem się zespołem „Kult” i im podobnymi. Nie jest mi obcy Jarocin. To zaledwie ok. 30 km od mojej miejscowości Tursk. Rodzice, gdy byłem dzieckiem często zabierali mnie na koncerty. Trochę tym przesiąkłem. Tym lepiej bo łatwiej jest mi śpiewać.
fot. Wioletta Siudek
{igallery id=9560|cid=117|pid=1|type=category|children=0|showmenu=0|tags=|limit=0}