Dyrektor PZD, Grzegorz Żuradzki tłumaczy, że tylko od początku roku jego pracownicy zgromadzili już 80 worków z odpadami, znajdującymi się przy drodze. Firma Veolia odbiera od nich odpady co miesiąc, ale tylko te, znajdujące się w pojemnikach. - Do pojemnika zmieści się 4-5 worków. Przyjeżdżają raz w miesiącu i uważają, że problem jest załatwiony - mówi Żuradzki. - Prosimy ich, by odbierali, ale mówią, że tylko za dodatkową opłatą i każą nam prawidłowo oszacować ilość odpadów. Tylko, że to nie są moje odpady - żali się dyrektor PZD, dodając, że oczekuje się od nich, by sprzątali śmieci z pasa drogowego, a później pojawiają się problemy z ich odbiorem.

Przemysław Deda, szef Międzygminnego Związku "Gospodarka Komunalna" mówi, że związek nie ma przecież podstaw, by w tej sprawie interweniować i zarząd musi poradzić sam. - Oni sami wynegocjowali stawkę za swoje odpady i na tej podstawie muszą sobie zabezpieczyć ich odbiór we własnym zakresie, na podstawie swojej umowy - tłumaczy Deda. Przewodniczący MZGK sugeruje nawet, że śmieci, leżące przy pasie drogowym to już nie odpady, a dzikie wysypiska. Można więc zadać sobie pytanie, czy "ustawa śmieciowa", której jednym z celów była przecież walka z powstawaniem dzikich wysypisk śmieci, faktycznie przyczynia się do ich likwidacji.