Naszło mnie na wspomnienia i podziele się z Wami tutaj moją relacją z maratonu który odbył się w 2007 roku :)

Na maratonie w Michałowicach gościliśmy już nie pierwszy raz, chcieliśmy być tam też rok temu, ale był w tym samym dniu co maraton Chrzanowski więc nikt z naszej okolicy tam się też nie pojawił.
W tym roku Chrzanowski maraton został 'przełożony' na jedenastego. O maratonie doniósł Wojtek na naszym forum BT. Oczywiście ja i keny od razu postanowiliśmy ze pojedziemy na niego.

Maraton w Michałowicach zapowiadał się że będzie szybki i nie zbyt pofałdowany. Udaliśmy się tam w składzie ja, keny, Wojtek a o odpowiednie dociążenie samochodu dbał Aninhitalator.

Rejestrujemy się i po jakimś czasie udajemy się na linię startu, ponieważ chcieliśmy my mieć dobre pozycje startowe. Po 20 minutach stania dowiadujemy się że start opóźni się o 30min. Trudno stoimy dalej, rozmawiamy o trasie, wymieniamy poglądy na temat sprzętu itp..
Następuje w końcu ta długo wyczekiwana chwila startu. Aninhilator miał robić zdjęcia, myśleliśmy że zrobi start, ale po co, cofną się 500 metrów za start i tam stał – tragedia, zgroza, szkoda słów na jego dziwny i w ogóle nie zrozumiały czyn.
Start, na początku szybka szutrówka tempo około 35-40km/h, tumany kurzu od razu pokrywają nas i rowery. Widoczność spada do jakiś 5 metrów, dla bezpieczeństwa zachowuję odstęp. Na pierwszym terenowym podjeździe jedziemy z 'blata', ale dla niektórych okazało się za twardo i prawie stają. Próbuje ich ominąć, ale zajeżdża mi drogę. Schodzę z roweru i biegnę, widzę tylko jak Ostry mi odchodzi.
Na czele od razu utworzyła się grupka wycinaków. Cały czas ich widzę, ale tylko widzę. Chwilę jadę z kenym, lecz po jakimś czasie odpada ponieważ boli go kolano (uderzył się w mostek parę dni przed maratonem). Teraz jadę cały czas sam, co jakiś czas tasując się z tymi samymi zawodnikami. Na 12 kilometrze widzę na poboczu Ostrego, który zmienia dętkę. Tak sobie odrazu pomyślałem ciekawe kiedy mnie dojdzie. Noga podawała dobrze, jadę swoim tempem. Co jakiś czas na długich prostych widzę grupkę w której jedzie Wojtek. Ciągle jadę sam – już mi się to nudzi.


5 km przed wjazdem na drugą pętle dochodzi do mnie Ostry. Jadę z nim. Wjeżdżamy na 2 pętle. Na mecie widzimy Zbyszka. Ostry oczywiście idzie jak maszyna. Na horyzoncie widać kilku zawodników. Oczywiście pełen optymizmu Bogdan mówi: „zaraz ich dojdziemy”. Na prostej z trudem utrzymuję mu koła. Zauważyłem że ma odpiętą jedną sprężynkę od hamulca. Pomyślałem na pewno trochę to hamuje. Na lekkim podjeździe powiadamiam go o zaistniałym fakcie, od razu naprawia usterkę. Na następnym asfaltowym podjeździe, których nie brakowało, odpadam z jego koła.
Ponownie jadę sam przez 15km. przed bufetem dochodzę do 2 zawodników w prawdopodobnie mojej kategorii wiekowej. Na bufecie zatrzymujemy się razem, na pytanie „ilu jest przed nami” dowiadujemy się „6 może 7”. Biorę Isostara do bidonu, żel i puszkę Isostara wypijam duszkiem.

Pomyślałem że jak jadę na takiej pozycji to muszę kogoś jeszcze dojść. Po Isostarze czuję się trochę bardziej świeżo. Jedziemy teraz we dwójkę. Po chwili z tyłu i z przodu nie widać nikogo. Trudno, ale i tak tempo jest mocne w nadziei że zaraz ktoś się pojawi z przodu. Ugadujmy się że jedziemy razem do mety. Parę km przed metą już bez nadziei na dojście kogoś tempo spada. Przed metą jest jeszcze tylko zjazd, na którym gubię kolegę z którym współpracowałem przez prawie 20km. Na mecie jestem parę sekund przed nim, chciałem mu podziękować za wspólną jazdę, ale w tłumię nie mogę go odnaleźć.
Na mecie jest już Wojtek i Ostry. W oddali widzę kenego który jechał na krótki. Dotaczam się do nich. Byłem tak zmęczony że niezbyt orientowałem się co dzieje się wokoło. Aninhilator mówi mi który byłem 8 open 4 w kategorii. Trochę dobijająca informacja – niestety za pudłem. Przy bufecie spotykam Wojtka, który wyprzedził mnie o 5 min i zabrał mi miejsce na podium. 

Łapią mnie skurcze uda, bolą nogi i nadgarstki, jestem cały brudny i robi mi się zimno – to były moje główne zmartwienia w tej chwili. Jadę do auta się przebrać.
Następnie wszyscy udajemy się na kiełbaski. Wymieniamy relacje itp. Ostry mimo złapania kapcia jest 3 open – ciekawie co by było gdyby hamulce go nie hamował ;). Zbyszek 1 M2 i 8 open również na mini. Keny 13 open na mini. Paweł pechowiec jak ja poza podium czyli czwarty.

A mogliśmy zabrać zamiast Wojtka Rozwella to bym się na podium zmieścił ;) no ale trudno i tak jestem z siebie zadowolony. Czekamy na dekoracje która opóźniła się o 1,5h. Po dekoracji jest losowanie nagród, czekamy z nadzieją że wylosują nasze numery. Wojtek miał dużo szczęścia, jego wylosowali.

W drodze do domu nie zabrakło przygód. Przy wyjeździe na główną drogę podbiega do nas Vacu i mówi nam że mamy mało powietrza w tylnym kole. Zatrzymujemy się i okazuje się ze mamy kapcia, zamiast zmienić koło postanowiliśmy je dopompować pompką ręczną. Wszyscy są zmęczeni więc „jedziemy” na zmianę. Po paru minutach jedziemy dalej. Powietrze zeszło dopiero nazajutrz.


Nie wiem jak wy ale ja lubie sobie czasem przeczytać relacje z zawodów, przypomina mi się wtedy ta zacięta walka :) szkoda że ten sezon dla mnie był tak słaby..