Jasiu piszę do Ciebie list, może ostatni na pewno pierwszy… wiesz Jasiu, wyobraziłem sobie, że… że nie ma Ciebie, nie ma Cieee…

Ty trwać jednak zamierzasz Drogi Jasiu w tej swojej A. i lata jej kolejne marnujesz. A gdybym Ci tak mógł zasugerować pewne rozwiązanie?

Wiesz Jasiu, jesteś słabym burmistrzem. Niewątpliwie masz jakieś tam plusy,  bo w porównaniu z niektórymi naszymi „gospodarzami” jesteś naprawdę porządnym facetem. Prowadzisz się jak bogobojna zakonnica (żeby nie napisać „jak Bernardyn”, bo akurat im Twoje miasto zawdzięcza więcej niż Twoim dotychczasowym i przyszłym kadencjom w kupę wziętym pomnożonym przez dwukrotność dziury budżetowej Libiąża) lecz wiesz to Ty, wiesz to ja, wiedzą to niemal wszyscy – bogobojne zakonnice są słabymi menadżerami i jeszcze słabszymi burmistrzami. I wcale nie chodzi mi tu o to, byś ciągle upadlał się alkoholem wzorem pewnego Wysoko Postawionego z Powiatu. Miesiąc trzeźwości się właśnie skończył, więc Ci coś poradzę: naprawdę, nie musisz zwijać się nic nie wypiwszy z każdej imprezy, bo jesteś autem i chcesz szybko wdziać ciepłe domowe bamboszki. Wiesz o czym mówię, mówię o piciu żeby coś załatwić, żeby pogadać, aby przekonać do siebie drugiego człowieka. Ty tego nie potrafisz, dlatego Twój bilans osiągnięć jest niemal identyczny jak Wujka (jego raczej z innego powodu niż abstynencja), a że nieraz przez Trzebinie przejeżdżasz to widzisz, że to porównanie nie jest dla Ciebie komplementem.

Burmistrzowanie nie polega na notorycznym otwieraniu skrawków chodnika, albo małych boisk na festynach. To dodatek, przyjemność, możliwość reklamy w lokalnych gazecinach. Burmistrzowanie polega na skutecznym walczeniu o różne sprawy, na otwartości, na wykorzystywaniu środków unijnych, które to idzie Ci tak samo jak Gruberowi zarządzanie komunikacją.  Wiesz co jest u Ciebie najgorsze? Że się boisz, że dostajesz drgawek jak masz zająć się jakimś wnioskiem unijnym. Nie pomagają Ci też lokalne „elyty”, które zatrudniasz, bo co do niektórych, a bywam tam u Was czasem, sam posiadam wątpliwości czy są piśmienne. Wnioski do Unii powinni pisać Ci pracownicy, a Ty powinieneś być decyzyjny i zdecydowany… niestety nie jesteś. I nie tłumacz mi się tu teraz, że znasz faceta w Powiecie, który jest jeszcze mniej zdecydowany od Ciebie, też raczej nie pije i który ma niepowtarzalną szanse zostać burmistrzem. To nie jest argument, bo to tragedia tego miasta, że na tylu chętnych nie ma ani jednego gościa, który cokolwiek mógłby zmienić.

Zdaje sobie sprawę, drogi Jasiu, że trwać tak niewzruszenie jest miło. Nikt tam się Tobą za bardzo nie interesuje, Twój jedyny „lokalny” dziennikarz mimo, że czasem pogrozi Ci paluszkiem i skrytykuje, jest niemal tak groźny, jak Kowal z Tobą zaprzyjaźniony. Praca jest, przeciwnicy kopią piłkę, albo chadzają na klęczkach, bo tak są świętojebliwi. Ale ja mimo to mam dla Ciebie propozycje, prośbę niejako: Zrezygnuj. Nie startuj. Wiesz przecież, że nie jesteś w stanie załatwić zjazdu  z autostrady, wiesz, że inne inwestycje sam odłożysz „na lepszy moment”. Widzisz, że nawet z zakładem pogrzebowym w centrum miasta Ci średnio wyszło, a gdzież do autostrady! Wiesz, że powstanie nowego miasteczka jest tak samo prawdopodobne jak to, że Trzebiński Tenor wróci do równowagi psychicznej. Jasiu, ja wiem, że pewnie i Twoi kopiący i klęczący koledzy proponowali Ci start do sejmiku, że Ty dzielnie odmówiłeś, Zuszku Ty mój. Ale… przemyśl to jeszcze raz.

Przesyłam Ci też moc uścisków, bo przydadzą Ci się szczególnie w momencie, kiedy pismaki się na Ciebie rzuciły. Zupełnie przypadkowo wrzucam ten list w tym samym dniu, bo napisałem go już wcześniej. Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie, bo nie wiem jak miałbym Cię przeprosić, kwiatami może? Za wisienki w likierze zapewne byś się jeszcze bardziej obraził…

Trzymaj się ciepło i bezpiecznie na stołku, bo znając Cię trochę, wiem, że i tak nie posłuchasz. Chociaż w tym jednym będziesz zdecydowany.

Twój Kataryniarz

 

P.S. Nie martw się też więcej moją osobą, bo ja lubię zajmować się NAPRAWDĘ WYBITNYMI SAMORZĄDOWCAMI. Wiesz, znów zacząłem śnić o Wirdżini. Ale to przeczytasz za tydzień.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.