Napewno nie raz spotkaliście się z ulicznymi bluzgami. Wyzwiska, wulgaryzmy i przekleństwa. Sam kilka dni temu byłem mimowolnym świadkiem głośnej rozmowy dwóch nastolatków na ulicy używających soczystego języka. Wogóle ich nie interesowały dwuznaczne spojrzenia osób przechodzących obok którym zapewne więdły uszy od "łaciny". Dlaczego aż tak wszyscy zobojętniali są na publiczne używanie słów uznanych powszechnie za obelżywe? Chyba jest nawet od tego paragraf. Coraz bardziej młodzi ludzie "klną jak szewc" i to bynajmniej nie w samotności a publicznie na ulicy. Ostatnio usłyszałem nawet że przykład idzie z góry gdy zwróciłem uwagę. Innym razem jadąc w pociągu zapytałem dwie dziewczyny dlaczego tak strasznie przeklinają? Wiecie jaka była reakcja? Przeprosiły, tłumacząc się że dziś każdy tak mówi i nie sądziły że komuś to przeszkadza. Ale żeby nie było tak różowo pamiętam sytuację gdzie zwracająca starsza osoba uwagę grupce osób przeklinającym na klatce schodowej w bloku została prawie zlinczowana, a krewkich "blokersów" uspokajała Policja, do dziś tej osobie się odgrażają wyzywając od kapusiów. Jakie jest wasze stanowisko: zwracać uwagę narażając się na agresję drugiej strony, czy przejść obok nie zwracając uwagi dając jednocześnie zielone światło na tego typu zachowanie?