Wybudzony przez Pucha z przedwyborczego snu, zmieniając radykalnie przyjętą konwencję cotygodniowych tekstów, postaram się przez najbliższy tydzień przewidzieć to co wydarzy się 21 listopada i w dniach następnych w gminach powiatu chrzanowskiego. Dziś, jako że do miasta tego pałam szczególnym uczuciem (i to bynajmniej nie za sprawą wdzięku, charyzmy oraz intelektu radnego Korczyńskiego) co nieco o wyborach burmistrzowskich w Trzebini. A tak! A co się będę! Od razu z grubej rury! I na bogato!

Zacznę od tego, że to najbardziej nieprzewidywalna walka w na ogół sennej i nudnej kampanii na terenie powiatu. O ile z grubsza wiadomo, że oryginalny Kosowski zmiecie swoją podróbkę oraz dwóch innych „nie chcę, ale partyja każe” kandydatów czy, że Jasiek Rychlik ze swym wąsatym majestatycznym obliczem nadal będzie udawał, że Kędziora nie jest nadburmistrzem, o tyle w Trzebini poszli na noże. I będą ofiary.

Dla niezorientowanych przypomnę, że w tym chyba najbardziej znepotyzowanym i zbiurokratyzowanym mieście w Małopolsce do najwyższego urzędu aspiruje 6 dżentelmenów. Trzech łaskawie pominę milczeniem, z powodów nie tyle estetycznych co praktycznych (wszak fala śmiechu z „Burmistrza XXI wieku” mogłaby zalać nazad zbiornik „Górka”), o trzech możnaby napisać nieco więcej, ale zastanawiam się, czy to ma jakikolwiek sens. Dla mnie, a także ogromnej części Trzebinian wybór jednego z tej trójki jest katorgą, podobną do tej, jaką narzuca swoim czytelnikom Ziemniak Poeta na swojej stronie (nadal! ciągle! cóż za odwaga! bezkompromisowość! styl!)

Istnieją dwa bardzo prawdopodobne scenariusze. W pierwszym bataliony Wujka, składające się z dorodnych trzebińskich członkiń kółek gospodyń wiejskich wspieranych przez siedzących w nowych remizach chłopców z OSP, Molendowie grubo ciosane próby propagandy prowujkowej oraz kilkuset członków rodzin i pracowników Magistratu Trzebińskiego ponoszą druzgocącą klęskę już w pierwszej turze. Nie pomogą im chorągwie niczym latający dywan wiuchające na wietrze przy zakładach metalurgicznych czy też foto uśmiechniętego Wujaszka w internetowych czeluściach powiatu. Na placu boju zostaną wtedy Szczurek i Szczęśniak i przy takiej konfiguracji wielce prawdopodobne jest, że 5 grudnia nowym władcą Wesołego Domku oraz pracodawcą największej liczby urzędników w całej Małopolsce zostanie Szczęśniak. Oczywiście na stanowisko zastępcy nie będzie miał już co liczyć Pewien Znany Dyrektor Basenu A Prywatnie Mąż Właścicielki, gdyż fotel ten już dziś w Szczęśniakowym przyszłym gabinecie zarezerwowany dla znanego i cenionego oraz przede wszystkim doskonale zorganizowanego Żuradzkiego. Jednak ostatecznym zwycięzcą tego wariantu może okazać się Szczurek, bo chyba nikt nie wierzy w to, że wesoły tandem Szczęśniak – Żuradzki, wspierany pewnie przez równego im osobnika (osobniczkę? z domu Trytko?) będzie w stanie wytrzymać cztery lata. Stawiam orzechy przeciwko kokosom, że tandem ten, po co najwyżej dwóch latach byłby wywrócony przez mieszkańców miasta i wtedy jedynym zwycięzcą mógłby być powracający i wyczekiwany jak Zbawiciel Stanisław. Czyli po dwóch latach komedii i nieudolności powróciłby, pewnie wyczekiwany status quo… i znów zapanowałaby, obecnie nieco zatruta jadem wyborczej niepewności, trzebińska sielanka. Urzędu.

Drugi scenariusz wydaje się nie mniej dramatyczny. Po wyeliminowaniu „tego zdrajcy” Szczurka w pierwszej turze, dwaj koledzy z podwórka mieliby spory problem w walce ze sobą. Być może jeszcze przed 5 grudnia próbowaliby wyjść z tej niezdrowej sytuacji w sposób taki, by Wujkowi, któremu będzie smutno, zapewnić ciepłą posadkę starosty (co wmawia nam pewien Lokalny Tygodnik, choć jest to równie prawdopodobne jak to, że „polityczny organizator” Bogdana Lucjana, zwany przez pewną spokrewnioną z nim dziennikarkę „znanym społecznikiem”, kiedykolwiek będzie trzeźwy), ale ostatecznie zakończyłoby się to rzeźnią (także za sprawą Lokalnego Tygodnika), której wyniku nie odważę się przewidzieć. Gdyby zwyciężył Szachista, dalszy rozwój wypadków potoczyłby się identycznie jak w wariancie pierwszym, gdyby jednak wyższość pokazały bataliony Wujka – niezakłócona żadnymi przykrymi niespodziankami sielanka trwałaby kolejne cztery lata. To wariant najbardziej optymistyczny, wszak tyle latorośli przez te cztery lata osiągnie wiek produkcyjny i będzie poszukiwało pracy. A to przecież nie Wujek, jak tłumaczył mi na czacie, ich będzie zatrudniał. To jednostki organizacyjne. Zapomniał tylko dodać, że na wybór ich kierownictwa ogromny wpływ ma… burmistrz.

 Słowem – nie ma nadziei. Niestety.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.