Dlaczego jesteśmy biednym krajem?

Od czasu przemian w naszym kraju upłynęło sporo czasu, bo to już ponad 20 lat, i zamiast sytuacja poprawiać się, to okazuje się, że jest chora. Tak więc po tych 20 latach można by się pokusić o jakieś podsumowanie. I na początek powiem krótko; jesteśmy biednym krajem, a mieszkańcy jego są gnębieni nieżyciowymi przepisami i ustawami popierającymi rozwój biurokracji. Ale o tym, tak przypuszczam, to my wszyscy wiemy. Dlaczego tak jest:

Przyczyn takiego zjawiska upatrywał bym w braku kontynuacji rządów. Załóżmy, że rząd Premiera X podejmuje odpowiednie decyzje, wprowadza reformy, a na wdrożenie wszystkiego przeznacza horrendalnie wysokie pieniądze. Po tym wszystkim przychodzi nowy rząd, który jednym stwierdzeniem mówi, że to co zostało już zrobione przez jego poprzedników jest funta kłaków warte i należy to zrobić zupełnie inaczej. I tym sposobem jedną sprawę załatwiamy przez 20 lat ponosząc olbrzymie koszty, a sprawa nie jest rozwiązana przez cały ten okres i kiedy będzie załatwiona to tak naprawdę nie wiadomo.

Kolejną przyczyną jest brak jakiegokolwiek porozumienia pomiędzy rządzącymi a opozycją. Czy nie uważacie, że powinna być konstruktywna współpraca rządzących z opozycją? Przecie to, co obserwujemy na dzień dzisiejszy jest jedną wielką parodią, kabaretem. Opozycja z zasady jest przeciwna wszystkiemu, co zaprezentuje ugrupowanie rządzące (i odwrotnie), nawet w przypadkach, gdy autorem pomysłu wcześniej była ta sama opozycja, która uprzednio dzierżyła władzę. Przecież takie zachowanie to o „pomstę do nieba woła”.

Ograniczenie wolności osobistej posłów poprzez wprowadzenie dyscypliny klubowej, czyli pozbawienie posła należnych mu praw gwarantowanych konstytucją jako człowieka.  Czy nie wydaje wam się dziwne, że instytucja, która tworzy prawo tak chętnie je łamie. Przecież takie zmuszanie ludzi do głosowania niejednokrotnie wbrew swej woli jest naganne bo pozbawia prawa głosu poszczególnych jednostek. I nie można się tu tłumaczyć dobrem ogólnonarodowym. A może to właśnie ta mniejszość o odmiennym zdaniu ma rację? Skoro niektórzy posłowie wykorzystywani są tylko jako dostarczyciele głosów i poza tym nic innego nie robią, to koniecznym jest wprowadzenie zmian ilości posłów.

Brak troski o majątek narodowy. Sprzedaż majątku narodowego za marne grosze, nawet tego, który przynosił konkretne korzyści. Lepsze firmy doprowadzało się do ruiny, zgodnie z planem reprywatyzacji przez NFI, a potem się sprzedawało. Czy nie korzystniejsze było by dzierżawienie tego typu firm? Majątek w dalszym ciągu przynosił by dochody rozłożone w czasie, a tak państwo sprzedało wszystko,  a uzyskane w ten sposób pieniądze na bieżąco przejadło. Przykłady takiego postępowania można by mnożyć w nieskończoność.

Doradcy zatrudniani przez rząd nie wywiązują się ze swych obowiązków w sposób należyty, albo są niekompetentni. Tak należy domniemywać po efektach wprowadzanych zmian. Gdyby się wywiązywali, to nasz kraj rozwijał by się poprawnie, a pieniędzy w kasie państwowej przybywało by każdego dnia. Na chwilę obecną obserwujemy sytuację wręcz odwrotną. Jak to możliwe? Załóżmy, że rząd zatrudnia konkretną grupę doradców. Takim wielkim problemem jest zrobienie do każdej propozycji wprowadzenia zmian, symulacji jak sytuacja będzie wyglądała za jakiś czas od wprowadzenia tego w życie. I nie mam tu na myśli okresu czasu maksymalnie do końca kadencji lecz znacznie dłuższego. Tymczasem zachowanie wszystkich jest takie jakby nikomu nie zależało na pozytywnych efektach, a jak czasami się coś uda to i dobrze. Czyż to nie jest żenujące.

Dlatego też, biorąc pod uwagę wszystkie powyższe powinniśmy dążyć do wprowadzenia zmian w sposobie rozliczania naszych „wybrańców”. To nie powinno być na zasadzie, że ktoś wdrożył w życie ustawę, która jest niekorzystna i ponosi za to tylko odpowiedzialność moralną (jak to jest obecnie). Tu potrzebny jest znacznie większy zakres odpowiedzialności włącznie z trybunałem konstytucyjnym. Poza tym każdy wybierany w demokratycznych wyborach jest wybierany na podstawie swojego programu, który potocznie nazywamy „kiełbasą wyborczą”. To nie powinno tak być. Owszem dany kandydat musi mieć swój indywidualny program, ale program ten po wyborach traktujmy jako jego plan działania, z którego jest rozliczany po zakończeniu kadencji. To jest parodia, aby za „nic nie robienie” (w przypadku większości posłów) płacić im tak wielkie pieniądze. Przecież „Kowalski”, który pracuje jako murarz nie będzie miał zapłacone za swoją robotę, kiedy opowie inwestorowi jak ładnie będzie wyglądał jego dom tylko za to, że ten dom właśnie tak wygląda. Tak więc każdy z wybranych powinien mieć pensje na dobrym poziomie np. 3 średnie krajowe, a nawet jestem za tym aby były one znacznie wyższe. Ale te pieniądze nie są w całości do jego dyspozycji; są w depozycie. Pensja jaką dostaje jest wysokości  jednej średniej krajowej, a resztę będzie miał wypłacone po zakończeniu kadencji i rozliczeniu się ze swoimi wyborcami z tego, co obiecał w kampanii czyli ze swojego planu działania. Jeśli go wykona, to otrzyma resztę pieniędzy, jeśli nie to pieniądze wracają do płatnika. Jaki pracodawca płaci wynagrodzenie za coś czego się nie zrobiło? Pokażcie mi takiego, a chętnie się zatrudnię w jego firmie.