Moje zdanie jest takie... Kościół trwa te 2000 lat, bo się swoich reguł trzymał, jednak kolejnych 2000 przy obecnym ,,kierownictwie'' i mentalności nie przetrwa. Sposób definiowana co jest grzechem, a co nie, strasznie się zmienia. Jacyś kardynałowie, arcybiskupi... hierarchie i cuda na kiju i te słynne ,,co łaska'' oraz opływanie w luksusie. To nie ten Kościół co kiedyś.

Chodzę do takiego niemojego kościoła... bo wciąż, mimo upływu lat, istnieje jakaś siła, która każe mi tam iść. Idę właśnie dla tej siły, nie dla tego budynku i tego, co się z  tą instytucją ostatnio podział.

 

Kościół się ,,reformuje'' w stronę, która go doprowadzi do upadku. Jak są uniwersalne prawa, to są, mają być, właśnie takie a nie inne, czy się to komu podoba czy nie. To, że istnieje siła grawitacji, to ona istnieje, bez względu na to,  czy to się komu podoba czy nie.

Kościół zabija od wewnątrz zwłaszcza pazerne klechostwo... kiedy ~1/4 małżeństw nie powinna mieć ślubu kościelnego, bo dla nich, to często jedyna okazja do pojawienia się w kościele, papierek, zwany pieniądzem, rozwiązuje gładko sprawę jak nigdy. Takich przypadków targów kościelnych można mnożyć... spójrzcie na fora ,,niepowiązane'' w tematem religijno-ateistycznym, czyli fora ślubne choćby.

Jak to postępowanie tych czarnych oszustów doprowadzających do upadku obecny Kościól ma się do cytatu Jezusa ,,Sprzedaj wszystko i pójdź za mną'' lub sytuacji, w której Jezus przegonił batem handlarzy ze świątyni w Ewangelii Św. Jana? Tak, bo teraz, przy kościołach, odbywają się targi... za msze, za ślub. Niby co łaska. Niech oni nie rżną takich głupich, dlaczego coraz mniej ludzi na msze przychodzi...

 

Porozmawiajmy jednak o tym prawdziwym Kościele, za którym wielu może tęsknić. Skupmy się jednak na jego prawach, które są... niedzisiejsze rzekłby ktoś. Mnie tu jednak chodzi o te uniwersalne prawa. Prawa, które mają tysiące lat, ale mają sens nawet dziś i będą mieć za kolejne 1000 lat.

 

Zacznijmy od tego nieszczęsnego zakazu seksu przed ślubem - skupmy się nie na fakcie, czy  za przestrzeganie tego lub nie, jest grzech, ale na fakcie... czy ma to jakieś racjonalne uzasadnienie. Mnie się wydaje, że ma -- jeśli dwoje ludzi, którzy się kochają, wstrzymają się z współżyciem do ślubu, to można się spodziewać, że takie małżeństwo/związek ma mniejszą szansę na skok w bok i ogólnie posypanie się.

Skoro dali radę przetrzymać ileś czasu do ślubu, choć nie dawano im za to pieniędzy, nie zmuszano ich do tego siłą, bo np: po prostu chcieli i dali radę, tak po prostu, to z tego wiele rzeczy może wynikać. Jakieś chwilowe kryzysy w małżeństwie, seksie (np: bo partner wyjechał na rok za pracą za granicę) dla takiego związku mogą być łatwiejsze do przetrawienia, bo już małą ,,próbę'' mieli przed ślubem. A podobno właśnie tacy ryzykują niedopasowanie... biorąc kota w worku.

Innych zalet można szukać, tylko po co? Ma to swoje zalety, to widać, obstawiam, że niejedna statystyka, gdyby ktoś taką prowadził, by to mógła potwierdzić. Kto chce, niech się trzyma tych reguł, kto nie to nie. Byłbym jednak ostrożny w nazywaniu tego ,,zacofaniem'' przez postępowców.

 

 

Idźmy dalej w analizie ,,kościelnych wymysłów''. Mam tu na myśli antykoncepcje, ale znowu skupmy się na tym, czy rozwiązania proponowane przez staromodny Kościół są lepsze, a nie czy niegrzeszne.

Kościół obstawia za NPR (metoda objawow-termiczna) i niech żaden dureń sobie tego terminu z kalendarzykiem-ruletką nie pomyli. O to ta metoda, bez chemii, polegająca jedynie na regularnej obserwacji swojego ciała, stosowana systematycznie, ma skuteczność zbliżoną do pigułek. Gdy poczytamy fora o tej metodzie, dowiemy się od setek kobiet, które to stosują, że nie mają żadnych problemów, nawet gdy mają nieregularne cykle i cuda na kiju... bo podstawową zasadą tej metody jest fakt, że organizm konkretnymi objawami, które należy obserwować, sygnalizuje gotowość do zapłodnienia, czyli dni płodne.

Para stosująca NPR, w czasie dni płodnych musi mieć przerwę we współżyciu, które może doprowadzić do zapłodnienia, jeżeli ona tego oczywiście nie chce i jeżeli nie lubią gumek. Para, w której antykoncepcją są pigułki lub inne takie wynalazki - nie ma tego problemu. Można pomyśleć, że ta przerwa to zło... a jest wprost przeciwnie, w życiu trzeba sobie od wielu rzeczy na chwilę zrobić przerwę, aby nam nie zbrzydły. Prawda?

A przecież, nie każdy stosunek musi przebiegać według ustalonego schematu z wymianą płynów ustrojowych (o tak naukowo to sobie klepnę, żeby niektórzy pomyśleli, że wiem o czym piszę)... i tu jest miejsce na torpedowanie łóżkowej nudy nowymi pomysłami, bo stosowanie NPR to po prostu wymusza.

Podsumowując - ten prawdziwy Kościół proponuje metodę naturalną, skuteczną, która wymaga dobrej organizacji i systematyczności (choć z czasem rzeczy, który były w niej trudne, stają się nadwyraz banalne i oczywiste). Nie trzeba brać pigułek... trzeba jedynie myśleć i chcieć.

Postępowa cywilizacja proponuje pigułki, spirale i inne rozwiązania... jest wybór i to jest dobre. Ale niech uważają Ci, co uważają to za niepostępowe rozwiązania.