Dawna kotłownia szpitala miejskiego została  zamknięta w 2008 roku. Były czasy, że pracowano w niej na 3 zmiany, tętniła życiem, ciężką pracą. A kotłownia co jakiś czas świstała, syczała, buchała z boku para… Wielki, długi komin budził respekt. Ciężarówki systematycznie przywoziły miał. Wielkie hałdy węgla od strony ul. Cichej zasłaniały ją. Pracownicy na 3 zmiany podążali do pracy. Pamiętam czas – ok. 1994 roku jak przez teren kotłowni poprowadzono jednokierunkowy objazd, gdy z powodu remontu zamknięto Szpitalną. Oj, jaki wtedy był ruch… Czasami „pozwalano nam” grać w piłkę przez przymknięta bramę, choć częściej nas stamtąd przeganiano. Końcem lat 90-ch podczas jednej z burz piorun trafił w komin i skrócono go o kilkanaście metrów. Z dwa lata przed zamknięciem wymieniono filtry kominowe na nowocześniejsze.
Aktualne plany rady powiatu na teren kotłowni są takie, że ich nie ma. Władze Chrzanowa z pewnością ponownie przypomną sobie, przy budowie ronda na skrzyżowaniu Szpitalnej z Topolową, o możliwości poprowadzenia objazdu tędy, te same władze liczą, że wartość tego terenu po budowie obwodnicy Topolowej z Europejską wzrośnie. Choć najbardziej prawdopodobne wydaje się być, że kotłownia podzieli losy budynków starych szpitali.
Dyrekcja szpitala powiatowego dostała zgodę na nieodpłatne użytkowanie tej ponad hektarowej nieruchomości.
To co pozostało z niej, chciałam utrwalić na zdjęciach.  Niestety jedna z 2-ch bram głównych jest zachwaszczona i zamknięta na zardzewiałą kłódkę. Obok bramy dwie ścieżki … wybieram tą z lewej, by dojść do drugiej bramy wkoło ogrodzenia. Błota pełno, ścieżka wyjeżdżona quadami i motorami podążającymi na pobliską łąkę za kotłownią.  Idę dalej wzdłuż betonowego muru. I jakież moje zdziwienie, bo siatki ogrodzeniowej już nie ma! Tylko po słupkach metalowych nikły ślad został i miejscami powplatana w drzewa siatka.
Widać nawet wydeptane, świeże ścieżki prowadzące do kotłowni… To chyba „krasnoludki” do pracy jeszcze tędy chodzą:), by pozbierać pozostałości. Bramy garażów, w których dawniej trzymano m.in. meleksy zniknęły już, podobnie jak studzienki kanalizacyjne.

Kieruję się dalej do bramy wjazdowej na kotłownię. Przechodząc obok nabieram przypuszczeń, że niektóre pomieszczenia zaczynają służyć za kontenery na śmieci, a później pewnie przekształcą się w sypialnie dla bezdomnych.
Wierzcie mi, że idąc po tej działce poziom adrenaliny wzrósł mi maksymalnie: ciągle coś trzeszczało, skrzypiało, trawa szeleściła… resztki szyb pod wpływem wiatru spadały… Plac kotłowni obecnie (przód i tył):

Ciekawe, kiedy znikną metalowe schodki prowadzące do środka… 

Brama od strony Topolowej nie tak dawno była otwarta na oścież. Teraz też zamknięta na 4 spusty kłódką. Ale wejść można – ogrodzenia nie ma. Jakiś hobbysta-amator starych drzwi porzucił je w pobliżu tej bramy.

Dochodzę – znów wydeptaną tyle co ścieżką – do bramki wejściowej… Jej też już nie ma! Kieruję się do wejścia głównego po schodach, na dole których zamiast kratki ściekowej jest około pół metrowa dziura zasłonięta dwoma dechami.


Drzwi nie ma, przy wejściu imprez tu chyba bez liku się odbywa – wszędzie porozrzucane butelki i szkła. 

 

Do środka ze względu na bezpieczeństwo nie zaglądam – co jakiś czas  spadające szyby naprawdę budzą we mnie strach.

Gdzieś tam na terenie kotłowni jest tunel, którym można jeszcze dotrzeć w podziemia nowego szpitala. Plotki mówią, że prowadzi on do kostnicy, ale z opowieści starszych osób wynika, że miał być to tunel transportowy, którym wg pierwotnych założeń miały przejeżdżać karetki z ludźmi. Wydaje mi się też, że przed zamknięciem starej kotłowni służył do transportu pozostałych materiałów do nowej kotłowni przyszpitalnej. Wracam schodkami w górę i dalej okrążam kotłownię. Docieram do ścieżki, którą niejedna osoba podążająca do nowego szpital skraca sobie drogę. Pełno tu śmieci – w reklamówkach, same,  porozrzucane jakieś swetry, pampersy, garnki… Ogrodzenia już dawno nie ma.

Po rurach ciepłowniczych prowadzących ciepło do szpitala starego też ani śladu. Pozostały tylko puste słupy betonowe, co samotnie stoją jak strachy na wróble…


Obok ktoś chyba sobie przygotowuje teren pod wycięcie raczej ostatniego metalowego elementu tych słupów – widać świeżo ścięte konary drzewa.

 

Wracam do domu – dość wrażeń na dziś. A w duchu dziękuję temu, kto postawił już jakiś czas temu drewnianą  barierkę przy tej ścieżce prowadzącej skrótem od Cichej do Topolowej. Wycieczki takiej nie polecam nikomu – chyba że w kasku ochronnym, wysokich butach, rękawicach ochronnych i o mocnym sercu.

ps. zdjecia dostępne są też w mojej galerii