Od czego by tu zacząć? Może od samego początku, czyli od tego, że sprowokowany komentarzami do pewnego artykułu na chrzanowski24.pl postanowiłem założyć bloga. A jako że z odległości pewne rzeczy wbrew pozorom widać wyraźniej, postaram się porównać na nim życie na emigracji z tym, jakiego doświadczyłem w Polsce, a w Chrzanowskiem w szczególności.

Od kilku lat żyję, mieszkam i pracuję w Zjednoczonym Królestwie. Ściślej – w prowincjonalnym mieście na południu Wyspy. Miasto, choć nazywam je prowincjonalnym, liczy ponad 250 tys. głów, więc jest ponad sześciokrotnie liczebniejsze od Chrzanowa. Podobnie jak w Chrzanowie nie ma tu wielkiego przemysłu, a zatrudnienie dają tu głównie małe i średnie firmy i w pewnym stopniu armia.

Żyjąc w Polsce z niejednego pieca jadłem chleb ;), przeszedłem wszystkie chyba możliwe szczeble kariery, od szeregowego pracownika do wysokiego stanowiska kierowniczego. Miałem również przyjemność prowadzić działalność gospodarczą, czyli być samozatrudnionym. Urodziłem się w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, opuściłem Rzeczpospolitą Polską. Wyjazd nastąpił właściwie pod wpływem impulsu, ze względów osobistych (o tym zapewne napiszę w którymś z kolejnych odcinków). Nigdy się do niego nie przygotowywałem, ba, jeszcze kilkanaście lat temu byłem święcie przekonany, że nie mógłbym na stałe zamieszkać za granicą :)

W moim pierwszym wpisie chciałbym wziąć „na tapetę” komunikację autobusową, czyli coś, z czym każdy z nas miał do czynienia. Ja sam pamiętam jeszcze czasy, gdy usługi świadczyło Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Komunikacji, a będąc w odwiedzinach u rodziny w zeszłym roku, miałem hmm... przyjemność jechać autobusem ZKKM z Libiąża do Chrzanowa i z powrotem.

Ponadto oczywiście mając tam rodzinę pewne informacje mogę weryfikować na bieżąco ;)

Jak to jest w Chrzanowie

Pierwszy problem pojawił się jeszcze przed wyjazdem. Jedyny sklep w okolicy, w którym można było kupić bilety jest zamknięty. Co teraz? Kierowca może mieć bilety, może też ich nie mieć. Ponadto u kierowcy bilet kosztuje więcej. Dlaczego właściwie? Czyżby kierowca nie miał comiesięcznej wypłaty, a zamiast tego utrzymuje się z prowizji za bilety? Pierwsze zdziwienie. Na szczęście okazuje się, że pani prowadząca sklep i agencję banku obok ma w sprzedaży bilety! Hurra, jedziemy. O której? Niestety nie wiemy, bo co prawda na tablicy wisiała kiedyś papierowa kartka z rozkładem, ale komuś najwyraźniej było zimno i postanowił się ogrzać w cieple, którego dostarczyło jej spalenie. Trudno, pewnie cos pojedzie, w końcu na przystanku czeka już kilka osób.

Po około 15 minutach ze zgrzytem hamulców nadjeżdża autobus. Aby się do niego dostać trzeba wykazać się pełną sprawnością fizyczną: najpierw unieść nogę na oko na pół metra w górę, a następnie wdrapać się po kilku schodkach. Mnie na szczęście nie sprawia to jeszcze trudności, natomiast moja babcia nie może z tego powodu skorzystać z autobusu. Po wejściu drugie zdziwienie(?). Wewnątrz śmierdzi. Rzygami i potem. I czymś jeszcze. Domyślam się tylko, że siedzeniami, nie mytymi od chwili wyprodukowania autobusu. Z przerażeniem zauważam, że w autobusie nie ma okien, które można otworzyć. Z obrzydzeniem muszę usiąść, bo w tylnej części, do której wszedłem, nie ma właściwie miejsc stojących, a w przodzie już nie ma miejsca. W drodze do Chrzanowa ze współczuciem obserwuję ludzi biorących udział w zabawie, która wymyślił kierowca, a którą można by nazwać „kto się słabo trzyma ten leci na pysk”.

Jak to jest „za wodą”

Biletów nie można kupić w sklepie czy kiosku. No dobra, skłamałbym. Można je kupić w jednym punkcie w mieście, jeśli już ktoś koniecznie musi to zrobić. W tymże miejscu „wyrabia się” karty miejskie i wykupuje bilety dzienne w bloczkach: 12 za cenę 10. Podstawowym miejscem zakupu biletu jest autobus. Każdy wyposażony jest w kasę, będącą jednocześnie drukarką i czytnikiem elektronicznych kart miejskich. Do autobusu wchodzimy oczywiście przednimi drzwiami (jedynymi zresztą; drugie, tylne są tylko drzwiami ewakuacyjnymi) okazując bilet/kartę albo kupując go u kierowcy. Nie ma możliwości przejazdu na gapę. Kontrolerów brak. W dobrym tonie jest wręczać kierowcy odliczona kwotę, a przynajmniej drobne. Co prawda ja osobiście nie byłem w sytuacji, gdy kierowca nie miał drobnych aby mi wydać, ale wiem że bywa różnie. Na szczęście można poprosić w takiej sytuacji o wydrukowanie vouchera na kwotę, która miała być wydana, a później można go użyć kupując kolejny bilet. Proste i genialne. Zapomniałbym dodać, że kursują wyłącznie autobusy niskopodłogowe, a kierowca widząc wysiadającego/wsiadającego staruszka czy kobietę z wózkiem dziecięcym dodatkowo obniża podwozie na przystanku. Siedzenia w autobusie są czyste, pojazdy są sprzątane każdego wieczoru. I rany! W autobusie otwierają się okna!

Wnioski

Malkontenci mogliby zacząć w tym miejscu narzekać (powtarzać śpiewki panów z ZKKM?), że nie ma porównania, tu bidny Chrzanów, a tam miasto w jednym z najbogatszych krajów.

No więc garść faktów.

W moim mieście działają dwie firmy autobusowe. Część tras pokrywa się ze sobą, część nie.

Bilety są strefowe i kosztują odpowiednio:

- w jedną stronę 0.90, 1.30, 1.70, 2.10 funta

- powrotne 1.30, 1.90, 2.50, 3 funty

- ulgowe 0.60, 0.90, 1.20, 1.40 funta

- ulgowe powrotne 0.90, 1.30, 1.70, 2 funty

-bilet całodzienny (wszystkie strefy) kosztuje 3.30, ulgowy 2.20 funta

Bilety ulgowe dostępne są dla wszystkich do 19 roku życia, a dla uczących się w systemie dziennym do 23 roku. Generalnie przejazdy są darmowe po ukończeniu 65 roku życia.

Minimalne wynagrodzenie netto w Polsce w 2010 roku wynosi 984 złote. Za to wynagrodzenie Chrzanowianin może sobie kupić około 447 biletów (984zł/2.20zł)

W UK minimalne wynagrodzenie netto, przy przepracowaniu 120 godzin w miesiącu wyniesie około 650 funtów. Za swoja wypłatę można będzie sobie kupić, uwaga, 722 bilety.

Bardzo drogie bilety macie w tym Chrzanowie moi drodzy...

Kolejną rzeczą, którą mógłby wytknąć potencjalny malkontent byłoby wypełnienie autobusów. W końcu mieszka tu 6 razy więcej ludzi. Otóż nie całkiem. Autobusy jeżdżą wypełnione tylko w godzinach szczytu: podczas rannych dojazdów do pracy i szkoły i w czasie powrotów. W pozostałych porach liczba wolnych miejsc przewyższa liczbę tych zajętych. Wielokrotnie, szczególnie w godzinach wieczornych zdarzało mi się wracać autobusem, w którym byłem jedynym pasażerem. Nie mam wątpliwości, że firmy tracą na takich kursach.

A czy wspominałem o tym, że przewoźnicy nie otrzymują żadnych dotacji z kasy miejskiej?

Dlatego właśnie nie mogę zrozumieć z jakiego powodu powiat chrzanowski nie ma porządnej komunikacji autobusowej. Dlaczego mnie, jako płacącego za przejazd pasażera, ma obchodzić przestarzały park przewoźnika? Dlaczego na trasę wyjeżdżają śmierdzące autobusy z niemytymi od lat siedzeniami? Dlaczego kierowca prowadzi autobus jak gdyby przewoził bydlęta do rzeźni? Dlaczego kierowca nie może sprzedawać biletów i odpowiadać za to, kogo wpuszcza do autobusu? Czy zachowanie takiego beztroskiego kierowcy nie jest porównywalne do zachowania sprzedawcy, który w milczeniu patrzy na złodziei wynoszących mu towar ze sklepu? Naprawdę jest to coś innego?

Jeżeli dotychczasowi przewoźnicy nie zapewniają standardu, który powinien obowiązywać w XXI wieku (posprzątany autobus, otwieralne okna lub klimatyzacja, kasa w autobusie, uprzejma obsługa, samochód dostosowany do przewozu ludzi starszych i niepełnosprawnych) to zadaniem władz samorządowych jest znalezienie takich usługodawców, którzy za niemałe, jak się okazuje opłaty, będą w stanie dostarczyć odpowiedniej jakości usług.

Behemot (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)

(w następnej części m.in. o taborze autobusowym, przystankach i rozkładach jazdy)