Radio Erewań podało informacje, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody. Jak się zaraz okazało nie w Moskwie, lecz w Leningradzie i nie na Placu Czerwonym, a na Placu Rewolucji, i nie samochody, a rowery, i nie rozdają, a kradną. Ta znana anegdota o nieistniejącym radiu przypomina mi się, kiedy czytam informacje prasowe o tym, jak to Unia prohibicję w Polsce wprowadzi - pisze Adrian Gaj*.

Zaczęło się kilka dni temu, kiedy jeden z ogólnopolskich tytułów prasowych opublikował w krótkim artykule prawdziwy miszmasz informacji: że WHO czyli Światowa Organizacja Zdrowia przygotowała raport dot. walki z alkoholizmem i w związku z tym raportem Unia Europejska już w kwietniu wprowadzi w Polsce radykalne ograniczenia sprzedaży trunków wyskokowych zawężając czas otwarcia monopolowych do 8 godzin i jednocześnie zakazując handlu w centrach miast. Brzmi złowieszczo, prawda? A jeśli dorzucimy do tego informacje, że ów raport WHO został „przyjęty w trakcie Polskiej Prezydencji” skandal nabiera rozmiarów podobnych do skali afery „komercyjnej”, jaką jest w oczach Najrzetelniejszego z Lokalnych Dziennikarzy oferowanie przez chrzanowski MOKSiR kina za całe 2 złote w ferie.

A teraz fakty, które tak atrakcyjnie jak teza o „złej Unii zakazującej wódki” nie brzmią. WHO w sposób instytucjonalny nie ma nic wspólnego z organami Unii Europejskiej. WHO jest organem Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ). Wspomniany raport, którego nazwa w oryginale brzmi European action plan to reduce the harmful use of alcohol 2012-2020 informacje o 8 godzinach i wyprowadzce z centrum monopolowych podaje tylko jako… przykład polityki antyalkoholowej stosowanej w Skandynawii. Nie rekomenduje on, ani nie nakazuje takiego rozwiązania. Rekomendacje raportu dotyczą zapisów, które już dawno w polskim prawie funkcjonują – np. tych o koncesjonowaniu sprzedaży. A od wielu lat za wydanie koncesji na handel alkoholem w gminach, na mocy ustawy, odpowiedzialni są nasi burmistrzowie i wójtowie.

Co ma z tym wspólnego Unia? Prawdą jest, że raport został przyjęty w trakcie Polskiej Prezydencji. Tak jak dziesiątki innych raportów różnych organizacji. Przyjęcie raportu instytucji międzynarodowej nie oznacza, że to co w nim zapisane staje się prawem w Polsce. Raport przyjmuje się akceptując jego tezy i proponowane rozwiązania, które w przyszłości można przekuć na zapisy prawne. I teraz wyjaśnienie, skąd wzięła się cała teza o zakazie w Unii - w Komisji Europejskiej trwają prace nad strategią przeciwdziałania alkoholizmowi w krajach UE, które zapewne w znacznej mierze zostaną oparte na dokumencie WHO.

Strategia taka, nawet gdyby znalazł się tam zapis o ograniczeniu godzin sprzedaży alkoholu wzorem Szwecji, nie stanowi dla Polski żadnego „zagrożenia” - Strategia może zostać zaproponowana ministrom, którzy pracują w ramach Rady. To do nich będzie należała decyzja, czy któreś z tych pomysłów będą chcieli wprowadzić w swoich krajach. Nikt ich do tego nie przymusi – tłumaczy „Gazecie Krakowskiej” europosłanka Róża Thun, która jak rzadko kto zna mechanizmy unijne. Tak więc o ewentualnym ograniczeniu sprzedaży alkoholu decydowaliby polscy ministrowie, którzy, jak mniemam (i to niezależnie od gabinetu w którego skład wchodzą) nie są samobójcami. A gdyby jednak ktoś w Komisji Europejskiej wpadł na pomysł, aby takie pomysły wcielić w życie np. dyrektywą? Wtedy na pewno pole do popisu mieliby nasi europosłowie, którzy mogliby odrzucić, lub zmienić treść dokumentu. Dokumentu, który, co warto na koniec podkreślić jeszcze raz, dzisiaj nie istnieje. I raczej nic nie wskazuje na to, by powstał w formie, której tak wszyscy Polacy się obawiają. Tak więc spokojnie, sklepom nocnym nic nie grozi, bo nie Unia tylko WHO, nie decyzje tylko raport, nie ograniczenia tylko propozycje i nie w Polsce, tylko w Szwecji.

 

*Adrian Gaj - student UJ, działacz organizacji pozarządowych w Chrzanowie, skutecznie walczył o przywrócenie ulg  w ZK"KM" dla licealistów i studentów, inicjator Powszechnej Zbiórki Książek dla bibliotek w powiecie, obecnie pracuje nad jej IV edycją.