Nie ma chyba w powiecie chrzanowskim bardziej krytykowanej instytucji niż Związek Komunalny „Komunikacja Międzygminna”. Nie jest to wszakże niczym wyjątkowym – organizator komunikacji miejskiej w Krakowie – ZIKIT to także jedna z najbardziej nielubianych instytucji pod Wawelem. Mimo że komunikacja krakowska jest jedną z najlepiej funkcjonujących w kraju, zawsze znajdą się ludzie, którzy mając mniej lub bardziej uzasadniony powód będą narzekać. Jednak komunikacja miejska w Krakowie jest masowa, a w powiecie chrzanowskim wręcz przeciwnie.

Zdarza mi się jeździć autobusami ZKKM średnio kilka razy w miesiącu i to na ogół najbardziej popularnymi liniami. Niemal zawsze wypełnionymi maksymalnie do połowy miejsc (może poza godzinami powrotów ze szkół). Co jest tego powodem? Chyba jednak nie stan taboru (bez rewelacji, ale o stanie co najmniej przyzwoitym), nie ceny biletów (tańsze niż np. w pobliskim Oświęcimiu), czy częstotliwość kursowania (w przypadku najpopularniejszych autobusów co 15-20 minut). Powód jest banalny – konkurencja. Co prawda słowo to w kontekście stanu i wyglądu pojazdów podbierających pasażerów Związkowi brzmi równie zabawnie jak twierdzenie internetowych znawców, że strategicznym celem gminnego związku powinno być utrzymywanie linii K do Krakowa za ponad milion złotych rocznie (a dlaczego nie do Warszawy, albo Gdańska?!), nie mniej to busy powodują, że pasażerów w autobusach jest coraz mniej. 

Prywatni przewoźnicy nie walczą jednak na ogół ceną (często tylko symbolicznie niższą), czy jakością usługi. Walczą przede wszystkim czasem przyjazdu – na dwie, trzy minuty przed autobusem. I nie ważne, że jedzie się jakimś rozsypującym się rzęchem, w ogromnym tłoku, kierowca nie daje paragonu (podstawy praw pasażera, także w sytuacji wypadku), najważniejsze, że jedzie się te kilka minut wcześniej. Zawsze fascynowało mnie to zjawisko opróżniania przystanków kilka minut przed przyjazdem autobusu, bo nigdy nie potrafiłem zrozumieć, co decyduje o tym, że jednak wybiera się bus. Odpowiedzi nie znam do dziś. Oczywiście, jest i druga strona medalu – często busy są jedynym środkiem transportu z mniejszych miejscowości, czy w godzinach, kiedy o autobus trudno. Także i nie wszystkie pojazdy wyglądają jakby były darem obwodu charkowskiego przesłanym na okoliczność świętowania 50-lecia Rewolucji Październikowej, bo zdarzają się pojazdy całkiem niezłe.

Jako że swego czasu dość intensywnie zajmowałem się tematem komunikacji miejskiej wiem doskonale, że nie ma możliwości, aby praktyki podbierania pasażerów lokalnym busiarzom zakazać (bo i niby dlaczego?). Jedynym logicznym rozwiązaniem wydaje się walka jakością i ceną usługi. I choć od czasów słusznie minionego Grubera w dziedzinie jakości in plus zmieniło się naprawdę wiele, zaczynając od nowych przystanków i przebudowy modelu odjazdów z uznaniowego na bardziej logiczny, a kończąc na szczegółach typu logotyp, nadal zdarzają się spektakularne potknięcia. A to zniknięcie wymienianych przystanków na kilka dni, a to ujednolicenie kolorów autobusów polegające na tym, że jedna firma maluje je na niebiesko, a druga pozostawia żółte tylko z elementem niebieskiego, a to znowu nowe meble do gabinetu prezesa (o czym z ogromną przyjemnością na forach internetowych rozpisują się zwolnieni pracownicy Związku).

Parę lat temu swój wpis dot. komunikacji miejskiej zakończyłem stwierdzeniem „zostawmy ZKKM, taka piękna katastrofa na horyzoncie”. Dzisiaj katastrofy na horyzoncie raczej nie widać, ale może warto, aby liczenie ilości pasażerów posłużyło nie tylko likwidacji niektórych kursów, ale okazało się pretekstem do zastanowienia się, dlaczego to wszystko nadal kuleje i dlaczego ludzie wolą się gnieść w busach, mimo kilku atutów komunikacji miejskiej. Może warto, chociaż na próbę, obniżyć ceny biletów jednorazowych oraz okresowych i stworzyć realną alternatywę dla podróżowania samochodem? Przyzwyczaić do tego, że autobusem jest taniej, nawet jeśli jedzie 3 minuty później? Bo komunikacja i tak będzie zawsze przynosiła gminom straty. Pytanie tylko, jak duże one będą i co będzie ich powodem. A nie wszystko da się wytłumaczyć niżem demograficznym.

Adrian Gaj - dziennikarz portalu Chrzanowski24.pl, działacz społeczny, twórca organizacji pozarządowych, miłośnik literatury. Wywalczył zniżki dla licealistów w ZK"KM", stworzył Majową Zbiórkę Książek. Uważa, że nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko takie, za które jeszcze nikt porządnie się nie zabrał.