Kiedy w marcu 2010 r. gruchnęła wieść, iż gmina Chrzanów zakupi telebim, Właścicielka "P" rozpoczęła krucjatę ośmieszania tego pomysłu. W gazecie ukazała się z jej inicjatywy odpowiednia czołówka, obrazek oraz felieton. Wiadomo, takie nowe medium odciągnie ogłoszeniodawców, pomniejszając zyski. Zatem konkurencję należało w interesie własnym zwalczać. Ale lepiej było to robić pod sztandarem obrony "interesu społecznego".

Dlatego Wydawca (osoba materialnie zainteresowana)  wystąpiła w roli obiektywnego dziennikarza (czyli osoby materialnie niezainteresowanej) i osobiście napiętnowała medialne zapędy gminy, jako przejaw trwonienia pieniędzy mieszkańców. Z czymś takim spotkałem się wtedy po raz pierwszy. Bo jak można jednocześnie mieć interes i nie mieć interesu? Potem zrozumiałem, że był to tzw. nowy model dziennikarstwa, który zaczęli wcielać w życie naczelni Talibowie. I w jego ramach np. w ostatnim numerze "P" na pierwszej stronie wypisano, że "Żuradzki bezczelnie odpowiada" - nazywając bezczelnością to, czego redakcja nie raczyła się od niego dowiedzieć.

W ramach tej redakcyjnej polityki nie mieścił się też wywiad, jaki przeprowadziłem w Krakowie. Leżał dwa miesiące i znikł, ocenzurowany negatywnie przez Wydawcę. Tu publikuję go po raz pierwszy. I proszę o uwagi, co w tym tekście jest takiego niecenzuralnego?

 Medialny złoty środek


Uczestnicy Konferencji Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Izby Wydawców Prasy, jaka odbyła się w październiku 2009 roku w Krakowie, zaapelowali o "wprowadzenie zakazu wydawania prasy przez władze administracyjne i samorządowe".

Mirosław Chrapusta (dyr wydziału nadzoru prawnego w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim): - Takiego zakazu nie wprowadzono.

Miał on nie tylko chronić przed naruszaniem zasad konkurencji na lokalnym rynku prasowym, ale także zapobiec wypaczaniu przez media samorządowe społecznej funkcji prasy, czyli głównie funkcji kontrolnej.

- Trzymajmy się tego co jest, czyli obowiązującego prawa. Ustawa o samorządzie gminnym wymienia w Art. 7 zadania własne. Wśród nich mamy w punkcie 17. "pobudzanie aktywności obywatelskiej" a w punkcie 18. "promocję gminy". Zadania te samorząd może realizować właśnie przez wydawany periodyk. A sprawa ewentualnego wypaczania w nim społecznej funkcji prasy, to zupełnie inny problem.

Zatem prasa finansowana przez gminę jest wciąż dozwolona. Czy  w formie papierowej, czy internetowej?

- A jakie to ma znaczenie? Jedna forma może być zamieniona na drugą. Chociaż dzisiaj ekran wypiera papier.

Tak czy owak, blisko tu do naruszenia zasad konkurencyjności. Periodyk samorządowy jest dotowany. Periodyk niezależny musi utrzymać się sam. Zresztą w ustawie o gospodarce komunalnej, zapisano w Art. 10, że gmina może tworzyć spółki prawa handlowego, na przykład prowadzące działalność wydawniczą, tylko wtedy, gdy "istnieją nie zaspokojone potrzeby wspólnoty samorządowej na rynku lokalnym".

- Rozumiem, że mówi pan o sytuacji, gdy w danej gminie już funkcjonuje lokalna prasa niezależna, zatem te potrzeby można uznać za zaspokojone i nie należy tworzyć gazety, czy innego periodyku  samorządowego... Otóż tak nie jest. W punkcie trzecim cytowanego Art. 10, ustawodawca zapisał, że to ograniczenie nie ma zastosowania m. in. do "działalności promocyjnej, edukacyjnej i wydawniczej na rzecz samorządu terytorialnego".

A jak będzie realizowana funkcja kontrolna prasy? Ta samorządowa nie obejmie przecież krytyką swojego wydawcy.

- O tym, czy jakieś wydawnictwo utrzyma się na rynku, decydują ostatecznie jego odbiorcy, czyli mieszkańcy. A dodajmy, że zgodnie z prawem prasowym, media mają nie tylko krytykować, lecz także "rzetelnie informować obywateli". Ponadto, co zapisano w Art. 8 prawa prasowego, wydawcą może być "organizacja samorządowa".

Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, gdy mała gmina łoży duże pieniądze na rozbudowane media, co zahacza o niegospodarność.

- Od tego, czy to należy uznać za niegospodarność, są odpowiednie organy, choćby Regionalna Izba Obrachunkowa. Ale przede wszystkim są mieszkańcy, którzy dokonują wyborów politycznych, głosując na tych, a nie na innych kandydatów do władz samorządowych. I ci kandydaci, którzy wydają publiczne pieniądze na wydawnictwa nie interesujące mieszkańców, z pewnością nie uzyskają społecznego poparcia. Podsumowując, na poziomie gminy relacje pomiędzy prasą niezależną, a samorządową, układają się tak, jak obie strony potrafią je same ułożyć.

Mogą zatem współpracować, albo mogą się zwalczać.

Powinny współistnieć pokojowo, bo mają realizować podobne cele, choć zwykle realizują je w różnych proporcjach. Jednak skrajności nigdy nie są dobre. A udział prasy lokalnej w budowie społeczeństwa obywatelskiego polega przecież nie tylko na kontroli społecznej i rzetelnym informowaniu, lecz także na tworzeniu więzi mieszkańców z jego reprezentantami, czyli władzą samorządową.