Byłam dziś w TUPtusiu*. Bo może coś się tam zmieniło…

Byliście tam już?
Tupie, tupie , dotuptałam… szok… Już od drzwi w nozdrza wbija się zapach… specyficzny… jakby wczorajszą imprezą mocno zakrapianą. Bleee,  alkoholem, potem, brudem… Ludzie zmęczeni, zniechęcenie, zrozpaczeni siedzą śpiąc na krzesełkach, nerwowo zrywając się na dźwięk głosu rzucającego numerki wchodzące do pokoju a, b, c… Cisza… W kąciku jakaś panna wypełnia żółte papiery. Dwóch mężczyzn – na oko 50-latków – opowiada sobie anegdotki z ostatniej pracy „na czarno”. Gdzieś komuś dzwoni komórka „Halo? Halo? No będę, na 12-ą, no w bezrobociu jestem… no dobra… przyjadę co?! No to zrobię… Od 12-j będę!” – wrzeszczy w słuchawkę teatralnym szeptem jakiś 40-latek. Znudzona jak inni oglądam ofert pracy… Kierowca kat. C+E, C z ADHD (czy jakoś tak), cieśla, zbrojarz i pracownik rozboju – tfu.. rozbioru, serwisanci dwaj i konserwatorki powierzchni płaskich. Nie moje kwalifikacje. Ale, chwila - inni ludzie niepracujący! Czemu wy tego nie bierzecie?.. aaa!… Brutto 1317zł bez premii… Odpada… Bo poczekacie na inne? Lepsze? Ze dwa razy więcej? To sobie czekajcie! Na cud!


Dla mnie staje się cud! Skierowano mnie na kurs! O jety! Ze stypendium płatnym 5zeta za h… wow! To co, że miał być inny kurs, że chciałam tapety nauczyć się kłaść, środki unijne wykorzystywać. Miejsce dali na grafika i już. By mieć mnie z głowy, by wpisać sobie, że wysłano na szkolenia, kwalifikacje dostosowano do potrzeb rynku itp. itd. Przecież mi chcą pomóc, tzn. państwo chce mi pomóc. To co, że niezgodne to z moim dotychczasowym wykształceniem, to co, że nie mam zmysłu artystycznego, to co, że komp to dla mnie magia… Będę grafikiem i już. To co. Odhakowane dla urzędu. Czuj się szczęśliwy. Teraz sobie pracę znajdź, bo ofert dla ciebie nie mają: ani dla tapeciarza, ani dla brukowca, ani dla grafika. Szukaj najlepiej sam. Znalazłeś? Za 1317? Super – tylko nie walcz o więcej, nie wychylaj się, bo…

O to pani… znowu? – w pokoju A zapytają się. Taaak. Znowu jesteś w TUPtusiu. Niemiło pachnie nadal – jakby brakiem pracy, a tłumem bezradnych ludzi, nicnierobieniem. Czekasz na swoją kolej – ooo, cześć Marta, cześć Ania, i ooo.. Bartek – ty też tu? Sami znajomi. Nic się nie zmieniło…
Ale znowu Cud! Trafiasz na kurs fascynacji! Może zafascynują Cię nowymi możliwościami, nowym rynkiem pracy… Poznajesz nowych ludzi… Podobnych i zarazem innych Tobie. Łączy Was niby jedno – chęć przetrwania, żądza pracy, bo za coś trzeba żyć. Zafascynowało cię! Kolejny cud! Dostajesz pracę. Ale nie przez TUPtuś. Sam sobie to zawdzięczasz. Sobie – nie tym z znajomym zapracowanym, których straciłeś wraz z utratą pierwszej pracy, nie tym zarobionym, co mają dużo znajomych na mieście. Sam sobie. Swoim umiejętnościom, które masz, które w sobie rozwijasz. Swojej determinacji, ambicji i upartości, swoim nogom, bo sam sobie pracę wytuptałeś. Zaczynasz pracę… Mija dzień, tydzień, dwa miesiące… I pracuje tam taki jeden, podobno rodzina z prezeską… Robi wszystko, by Cię zniszczyć, by Ci pokazać, że jesteś nikim, że nie masz racji bytu w tej firmie… 


I znowu TUPtuś wita Cię… Byłam tam i ja dziś… Nic się nie zmieniło. Ofert brak, pracy brak, środki unijne się skończyły. Ale kierowca na C+E nadal jest i ten od ADHD i manager OjFałPe…No cóż… Jest ósma za 3 punkt, ale pracownicy TUPtusia muszą jeszcze kawę skończyć pić, ciasteczko schrupać, o którym ty możesz czasem nawet śnić.

„I co my tu z Panią zrobimy?...”. Nie róbcie nic. Nie liczę już na cud… Już nie mam na to sił. Nie chcę być bezrobotna, więc wypisuję się z tej „elity”. Będę robić to co oni… choćby nie wiem co. Będę robić NIC. Na koszt państwa. Bo przecież nie mogę ciągle tuptać w miejscu.

 

* TUPtuś - nazwa (nie)przypadkowa - jako bezrobotny musisz co miesiac lub3 potuptać tam i pokazać się, aby ew. skierowali Cię do innego pokoju (zatem znowu tuptasz)... a za pracą sam też tuptasz... Bo przecież jako bezrobotny - nie stać Cię powinno być na auto i komunikację miejską.