3 kwietnia w lokalnym portalu internetowym przelom.pl ukazał się artykuł "Potrącony dzik kona w męczarniach". Informował on o tym, iż w Młoszowej, w okolicach ulicy Na Stawkach kona dzik. Jak się okazało ciężko ranne zwierze nie ma możliwości poruszać się o własnych siłach. Poinformowane lokalne służby o sprawie wiedziały, ale ostatecznie temat umarł bo dzik.. zniknął. Informację tę potwierdziła w komentarzu autorka wspomnianego artykułu, a także bezpośrednio o godzinie 17:00, dyżurny Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Chrzanowie.

O interwencję poprosiła Iza Prochal. - Ozdrowiał i wstał... Hmm... Teraz sprawa pewnie ucichnie - stwierdziła mocno rozgoryczona. - PCZK z Chrzanowa dobrze zna numery do odpowiednich służb i powinno zająć się tą sprawą, tym bardziej, że Pogotowie Leśne już interweniowało w podobnych sprawach właśnie na wezwanie PCZK. Filozofia? Żadna - dodała.

Sprawę postanowiliśmy sprawdzić i doprowadzić do końca. Jeszcze przed godziną 19:00 byliśmy na miejscu. Wystarczyło się przejść kilkaset metrów po okolicy by znaleźć ryczące z bólu zwierzę. Dzik znajdował się kilka metrów od nasypu kolejowego i raptem kilkanaście metrów od ulicy Na Stawkach. Przemieszczał się używając tylko przednich kończyn więc daleko nie mógł odejść.

- Znalazłem go tuż przy przejeździe kolejowym - mówi mieszkaniec Młoszowej, który pojawił się na miejscu po przyjeździe policji. - Dokarmiałem go łupinami z ziemniaków - tłumaczy.

Ustawa o ochronie zwierząt mówi o tym, że w takich przypadkach, by zakończyć cierpienie, zwierze może zostać uśmiercone. Nawet przez policjanta lub leśnika. Policjanci wezwani przez nas na wskazane miejsce powiadomili specjalistyczną firmę. Jej pracownik ostatecznie uśmiercił konające zwierzę i zabrał do utylizacji. Czy dzik musiał konać prawie dwa dni, w sytuacji, kiedy o sprawie wiedziały lokalne służby?