Kiedy spędzam wieczory w Chrzanowie z chęcią od czasu do czasu wyskoczyłbym do kina, bo lubię tę formę relaksu, a i cyfrową jakość mamy od niedawna w „Sztuce”. Zerkam więc w repertuar, jako że wysypało ostatnio filmami nagrodzonymi w Gdyni czy Cannes. Zerkam, czytam, patrzę - nie ma. Jakaś fantastyka – „Thor”. Ok, myślę, ludzie to oglądają, kino powinno zarabiać, mnie nie interesuje, podjadę więc do „Sokoła” w Trzebini (także w sieci kin cyfrowych). Włączam więc repertuar trzebińskiego kina, a tam aż roi się od filmów do wyboru: od „Thora” poprzez „Thora”, aż na „Thorze” skonczywszy. I tak przez bite dwa tygodnie. Identycznie jak w „Sztuce” (aby pozostać sprawiedliwym – w Trzebini mogę się jeszcze zdecydować na „Klopsiki kontratakują”. ) Wypadek przy pracy? Repertuar na najbliższy okres: „Igrzyska śmierci” – od 22 listopada do 5 grudnia. W „Sztuce”. A w „Sokole” w tym samym czasie? Chyba nie muszę wymieniać tytułu. I na dodatek nie mam alternatywy w postaci kontratakujących klopsików. Słowem – dramat.

W ogóle z szerszych mych obserwacji lokalnej „kultury” wynika, że każdy sobie rzepkę, film, koncert czy wernisaż skrobie. Dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, że na świetnym i wartościowym koncercie organizowanym przez chrzanowskie Muzeum w Domu Urbańczyka nic nie widać, nic nie słychać, bo po prostu nie ma tam warunków, aby takie koncerty organizować. W tym samym czasie w bibliotece przez ponad 20 dni w miesiącu marnują się wybudowane za olbrzymie pieniądze przestrzenie sal odczytowych. Duże spotkanie wraz ze spektaklem w bibliotece? Tłumy, dostawiane krzesła, problemy z nagłośnieniem. A sala teatralna MOKSiR pusta i zamknięta. Przegląd poetycki organizowany przez MOKSiR w piękną wiosenną pogodę? Oczywiście w „Starej Kotłowni”, a nie rewelacyjnej altance przy Domu Urbańczyka, którego ogród bez trudu pomieści te kilkanaście osób.  I nikt nawet nie pomyśli o tym, że instytucje znajdujące się w odległości kilkuset metrów od siebie mogłyby po prostu ze sobą zacząć współpracować, wykorzystywać swoje walory, przestrzenie, potencjał. Konkurencja? Jaka konkurencja, jeśli mowa tu o jednej gminie i instytucjach, które mają monopol na organizacje kultury w mieście? Ogromny trud pracowników i kierowników tych instytucji idzie często na marne tylko przez to, że nikt z nich nie potrafi wyjść poza schemat „to są moje opłotki, za nimi zapewne mieszka zło”. Nie, nie mieszka – a konkurencją nie jest sąsiednia, utrzymywana z tego samego budżetu instytucja kultury. Prawdziwa konkurencja jest w miastach naszego subregionu, w pobliskim Oświęcimiu czy Olkuszu. I żeby nie marnować potencjału wszyscy „ludzie kultury” powinni to w końcu zrozumieć, dla własnego i przede wszystkim – mieszkańców – dobra.

Wracając do wątku filmów – oczywiście dwa kina, mimo odległości 10 minut jazdy samochodem czy autobusem, znajdujące się w dwóch sąsiednich gminach nie muszą ze sobą współpracować. Mogą, tak jak ma to miejsce od wielu lat, udawać, że są od siebie tak daleko, że puszczanie tych samych filmów, zabieranie sobie wzajemnie publiczności (a co za tym idzie – wpływów z biletów) jest czymś oczywistym, bo są to tak popularne miejsca, a klient i tak zawsze przyjdzie (i nie pojedzie np. do Oświęcimia, gdzie w jednym komercyjnym kinie jednocześnie puszczają trzy różne filmy).

Mogą także dyrektorzy tych dwóch kin spotkać się ze sobą od czasu do czasu przy herbacie, bądź dobrym winie (jak na ludzi kultury przystało). I ustalić między sobą w którym kinie jaki film kiedy będzie wyświetlany tak, aby się nie zazębiały i ludzi przyciągały. Z pożytkiem dla „Sztuki” i „Sokoła”. Ale takie spotkania wiążą się z niebezpiecznym słowem „współpraca”. Jest ona przecież nie do pomyślenia w instytucjach kultury jednej gminy. A co dopiero w ramach dwóch gmin! Jeszcze by od tego więcej ludzi do kina przychodziło! A w sumie po co? Niech jadą i zostawiają kasę gdzie indziej. W komercyjnych kinach w Oswięcimiu, Krakowie czy Katowicach.Przecież i tak instytucje kultury dotacje z budżetu gminy dostaną. I oczywiście nie zbankrutują, podtrzymywane coraz większa kroplówką z naszych podatków. I wyświetlające równocześnie te same filmy.

 

Działa? Działa!

 

Adrian Gaj - stały współpracownik portalu Chrzanowski24.pl, na blogu piszący skrajnie subiektywnie, działacz chrzanowskich organizacji pozarządowych, wiceprzewodniczący Powiatowej Rady Działaności Pożytku Publicznego. Idealista z niespożytą energią, wyznający zasadę, że nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko takie, za które jeszcze nikt poważnie się nie zabrał.

Porozmawiajmy na Facebooku i Twitterze.

Uprzejmie informuję, że wszelkie komentarze niezwiązane z tematem wpisu zamieszczane anonimowo na portalu, będa usuwane.